Max Factor

Kwiecień 13, 2012

Mam małe opóźnienie, bo ten wpis powinien pojawić się już kilka tygodni temu.

Dostałam kosmetyki w prezencie od Max Factor Polska za tekst o moim zdaniem najlepszej na świecie maskarze, jaką właśnie ta firma produkuje. Tekst o maskarze nie był sponsorowany, natomiast te kosmetyki otrzymałam do firmy, bo ktoś im go podlinkował na Facebooku (dziękuję!).

Bardzo przyjemna sytuacja, biorąc pod uwagę, że cenię sobie kosmetyki Max Factor.

Ociągałam się trochę z recenzją, bo doskonale wiem, że pierwsze wrażenie jakie robi na mnie kosmetyk po zmianie z mojego ulubionego, jest zawsze złe. Po prostu – lubimy to, co znamy. Ale potem poznajemy coś innego.

Podkład – Smooth Effect Foundation, Natural 05

Podkład na początku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Byłam bardzo zakochana w swoim Clinique i nie chciałam go za nic w świecie zmieniać. Jednak po kilku użyciach, potwierdziła się teza, którą podejrzewałam już do dawna. Przy mojej bladej cerze, nawet najjaśniejszy Clinique jest dla mnie za ciemny. Max Factor jest jaśniejszy (dobry ocień podkładu poznajemy po tym, że na naszej cerze nie robi się szary ani pomarańczowy), jednak nadal minimalnie wpada w pomarańczowy. Zostawię go sobie na lato (licząc na to, że trochę się opalę), bo ma taką konsystencję, że rozsmarowuje się jak krem, kryje jak podkład, a matowi jak puder. Czyli znacznie ułatwi mi życie w lipcu.

Vibrant Curve Effect Lip Gloss, 07 Smart

Ten błyszczyk okazał się największym hitem z całej paczki. Jest idealny do mojego typu urody. Prawie przeźroczysty, ale wpadający w ciepły(!) beż. Ciepłe odcienie to rzadkość wśród kosmetyków dostępnych na polskim rynku, a co dopiero takie delikatne ciepłe błyszczyki. Pięknie się mieni, nie zlepia ust, a włosy się do niego nie przyklejają (to jest problem kiedy wieje wiatr, a nie ma się żadnej gumki). Ma już lekkie obtarcia na opakowaniu, bo noszę go prawie codziennie ze sobą w torebce.

Max Effect Dip-In Eye Shadow, Silver Lounge  10

Ten cień mnie zdziwił. Nie wiedziałam, że Max Factor ma taki wynalazek. Patent jest świetny, nie rozumiem dlaczego nikt mi o nim nie powiedział wcześniej. Świetny na wyjazdy, bo nie trzeba zabierać ze sobą pędzelka. Nakładanie cienia na oko zajmuje dosłownie pięć sekund. Maźnie się dwa razy i gotowe – dla takich leni jak ja (to opcja idealna. Efekt jest bardzo delikatny i nie straszy dyskotekowym srebrem, ale ładnie rozświetla. Pasuje (jak każdy srebrny) większości Polek o chłodnym typie urody.

Max Effect Mono Eye Shadow, 11 Silver Dust

Ten kosmetyk najmniej przypadł mi do gustu. Nie lubię cieni do powiek, które mają oddzielnie kolor, a oddzielnie brokat, a udają że to jest połączone. Rozumiem, że to ma służyć rozświetleniu, ale z takim drobinkami jest ten problem, że po kilku godzinach zaczynają się osypywać z okolicach oka i wtedy wygląda się na zmęczoną. Jednak należy mu się plus za to, że łatwo można regulować intensywność koloru i brokatu, w zależności od tego ile wartw nałożymy, a przejścia wyglądają bardzo płynnie.