Jak poznałem waszą matkę skończ się wreszcie!

Grudzień 25, 2012

Tego już się nie da oglądać.

Początki

Moja przygoda z HIMYM zaczęła się trzy lata temu. Pewnego mroźnego dnia motywator na siłowni stwierdził, że skoro tak bardzo podobali mi się „Przyjaciele” to koniecznie powinnam zacząć to oglądać. Akurat miałam ferie i na dwa tygodnie z bieżni w Pure przeniosłam się na rowerek stacjonarny w pokoju. Każdy dzień zaczynałam od tościków, a potem przesiadałam się na rowerek, oglądałam w trakcie jazdy 2-3 odcinki, zmieniałam pozycję na leżącą na łóżku i leciałam dalej.

Niemiłosiernie wkurzała mnie postać Lily, ale poza tym byłam zachwycona. Szybkie, krótkie, śmieszne odcinki. fajne pomysły, zwarta akcja, Ted, któremu współczułam itp.  Cierpiałam kiedy nadrobiłam wszystkie serie i musiałam czekać na nowy odcinek. Potrafiłam oglądać go jedząc śniadanie.

Koniec

Do czasu. Nie wiem czy dobrze oceniam, bo trochę mi się ostatnie odcinki zlewają w całość, ale od jakiejś 7 serii w ogóle mnie ten serial nie jara. W zasadzie to o nim zapomniałam i przypominam sobie jak jestem chora i nie mam siły wstać z łóżka. Wtedy mogę sobie pooglądać. W ten sposób nadrobiłam ostatnio kilka odcinków i specjalnie ostatni podwójny zostawiłam sobie na Wigilię w ramach prezentu. Przysięgam, myślałam że to ostatni odcinek. Gdzieś mi wcześniej mignęło w necie, że Barney oświadczy się Robin. Wydawało mi się więc oczywiste, że PO TYM nie da się już nic wymyślić, dowiemy się kto jest matką (oraz co robi w pracy Barney) i tyle. No i tak oglądałam, oglądałam i nic nie zapowiadało końca.

I teraz wyobraźcie sobie moją minę, kiedy sobie uprzytomniłam, że to dopiero połowa 8 serii…a Internet powiedział mi, że będzie 9.

Wielkie zdziwienie

Bez żartów, tam się da coś jeszcze wymyślić na tyle odcinków? Twórcy chyba mocno przecenili swoje możliwości ( i chęć zarobienia jeszcze większej górki pieniędzy?), no bo serio HIMYM ogląda się powoli tak samo niewiarygodnie jak „Na Wspólnej”. Rozstania, powroty, dziwne znajomości. Widać, że nawet żarty są tworzone na siłę. Ile można? Wkurza mnie, że jeden z moich ulubionych seriali zaczyna ciągnąć się jak flaki z olejem. Oczywiście – z sentymentu obejrzę go do końca. Jednak wychodzę z założenia, że takie produkcje lepiej uciąć wcześniej i mieć po nich wspomnienia w stylu:

„Wspaniały serial, szkoda że miał tylko 6 serii”  niż  „Nooo, fajnie się tona początku oglądało, ale po co oni to ciągnęli jeszcze dwa lata?”

A Wy oglądacie takie tasiemce, czy dajecie sobie spokój w pewnym momencie?

Swoją drogą możecie mi coś polecić na te kilka wolnych dni? Lubię żeby było coś o polityce, jakieś wątki kryminalne i mężczyźni w garniturach ;) Klimaty w stylu White Collar, Suits, Lie to me albo Ekipy Holland. I najlepiej żeby nie było 8 serii do nadrabiania.