Moje ulubione perfumy

Marzec 8, 2013

Doskonale zdaję sobie sprawę, że w związku z tymi jednymi będziecie się bardzo krzywić. Trudno, dam radę z tym żyć ;)

Z zapachami jest u mnie bardzo dziwnie. Kiedyś byłam wielką fanką wszystkiego co ciężkie, mocne, duszące i najlepiej wlane w czarny flakon. Chyba z wiekiem zmienia mi się gust, bo od jakiegoś czasu wybieram głownie lekkie, dziewczęce nuty.

Wszystko zaczęło się jakieś dwa lata temu kiedy totalnie zakochałam się w Merry me! od Lavin. Nie zastanawiałam się długo nad ich kupnem, po prostu powąchałam je przypadkiem i wiedziałam, że bez nich ze sklepu nie wyjdę. Zwłaszcza, że w perfumach zakochuję się szybko, ale bardzo niewiernie. Raczej nie zdarzyło mi się zużyć dwóch flakonów jakiegoś zapachu z rzędu. Ciągle szukam nowych i ciągle moja lista marzeń się wydłuża. Zwłaszcza kiedy robi się coraz cieplej. Najchętniej chciałabym wszystkie na raz (a zwłaszcza wszystkie na raz od Marca Jacobsa i Chloe  – są tak przecudowne, że rozmarzam się na samą myśl o nich).

Tymczasem kończę używać Elie Saab Le Perfum – zapachu, który wybierałam chyba najdłużej w życiu. Mama chciała zrobić mi prezent, ale nie wiedziała jaki, więc rozsądnie powiedziała, że mam sobie wybrać ;) I wybierałam, wybierałam, aż przestałam cokolwiek czuć. Do czasu aż nie powąchałam Le Parfum. A raczej nie popatrzyłam na tę suknię Anji Rubik. tak działają reklamy. Kupujesz perfumy, bo tak naprawdę chcesz mieć taką sukienkę.

rubik

Wydaje mi się, że są jeszcze dla mnie jeszcze lekką pozostałością po mojej miłości do ciężkich zapachów, ale zmierzają w stronę czegoś świeżego.

Kolejna moja miłość i zapach, którego używam aktualnie najczęściej to Parisienne YSL. Wąchałam je już w Paryżu (w tej największej Sephorze) i miałam do nich bardzo ambiwalentny stosunek. Z jeden strony mi się podobały, a z drugiej wydawały lekko kiczowate. I stanowczo za słodkie jak na moje możliwości. Kupiłam ja dopiero pól roku po powrocie z wakacji, stwierdzając, że ten kicz w zapachu jest lekko ironiczny (jestę hipsterę). A tak naprawdę to najzwyczajniej w świecie przypominały mi Paryż, wakacje i beztroskie dni. I polubiłam się z tą słodyczą. A co ciekawe nawet nie wiem kto i czy w ogóle ten zapach jakoś reklamował.

A na koniec zostawiłam Wam Chanel ;)

Pamiętam dokładnie jak kilka lat temu pierwszy raz powąchałam te perfumy. Totalnie nie mogłam się uwolnić od tego zapachu. Reklamy oddziałują na mnie bardzo mocno – byłam przekonana, że to najbardziej elegancki zapach, jaki kiedykolwiek na sobie miałam. Dlatego jadąc do Paryża wiedziałam, że wejdę do pierwszego założonego przez Chanel sklepu, tylko po to żeby je kupić. Od wakacji zużyłam dokładnie tyle ile widzicie na zdjęciu głównym. Nie wiem dlaczego wszyscy ciągle krytykują ten zapach. No pachnie jak stara pudernica połączona z mydłem, ale to najpiękniejsza pudernica jaką w życiu wąchałam ;) Zapach jest bardzo, bardzo ciężki. Bardzo ciężki. BARDZO CIĘŻKI. I z pełną świadomością używam go tylko głownie jesienią i zimą chodząc do teatru. I to głownie Narodowego. Tam pasuje mi idealnie. Zakładam sobie sukienkę do kostek, maluję usta na czerwono i używam Chanel delikatnie za uszami. Tyle. Podkreślam sobie moje święto chodzenia do teatru.

A co do reklam Chanel…po Nicole Kidman nikt już nie powinien Chanel no 5 reklamować. Przecież to jest nie do powtórzenia.

 

Natomiast jak tylko skończy mi się YSL to biegnę kupić sobie La vie est belle od Lancome. Dla zapachu, a nie dla Julii Roberts, bo ona akurat mnie nie potrafi namówić do kupna czegoś. Ale, o losie, wąchałyście te perfumy? Bajka!

julia

A jakie są Wasze ulubione perfumy? Marzycie teraz o jakiś konkretnych?