Wiosenne buty

Marzec 12, 2013

I znowu było mi dane przezywać ten koszmar kupowania butów. Jednak tym razem problem postanowiłam omówić na konkretnym przykładzie.

Wspominałam już kiedyś, że ładne i ciepłe buty zimowe nie istnieją. W tym roku kupiłam dwie pary butów w średniej cenie – jedne do wyglądania, drugie do chodzenia. Obydwie pary po tegorocznej zimie nie nadają się na przyszły sezon. To znaczy da się je założyć, ale pierwszej piękności to one nie są. Nie wiem co zrobię w przyszłym roku, nawet nie chce mi się o tym myśleć.

Zwłaszcza, że wiosna coraz bliżej. A przełom marca  i kwietnia to taki czas kiedy w kozakach jest za gorąco, a w balernikach za zimno. O ile jeszcze chodzę w spodniach, to nie ma problemu, bo założę moje pseudo sztyblety i dam radę. Ale z sukienkami, zwłaszcza wieczorowymi i eleganckimi zaczyna się problem. No niby mogę przyjść w kozakach, a w pomieszczeniu zmienić buty na letnie (wczoraj robiłam takie przebieranki w Bristolu na spotkaniu z Toni Ko, założycielką marki kosmetycznej NYX), ale czasami jest to mocno niepraktyczne.

Zdecydowałam w związku z tym, że kupię sobie botki. Chciałam czarne, gładkie, bez klamerek, kwiatków, przeszyć, sznurówek i koniecznie na słupku. Te wszystkie rzeczy są trudne do znalezienia, ale tak naprawdę to ostatni warunek jest nie do spełnienia. W Polsce można kupić dwa rodzaje butów – na koszmarnie wysokiej szpilce albo na koszmarnie wielkim, masywnym, ciężkim słupku – coś takiego na przykład |klik|. W tych pierwszych można się zabić, te drugie za nic w świecie nie pasują do wieczorowych sukienek.

Znalezienie czegoś pomiędzy graniczy z cudem, dlatego musiałam iść na kompromis. Udało mi się znaleźć idealnie czarne buty bez dodatków, więc przymknęłam już oko na te szpilkę (chociaż jak tak na to patrzę, to może jest wąski obcas?). Buty dają radę. Stałam w nich bardzo długo w sobotę na imprezie i noga mnie nie bolała w trakcie (dopiero po zdjęciu trochę czułam mięśnie, ale to może wynikać też z tego, że w zeszłym tygodniu przesadziłam na siłowni).

buty

 

Jednak muszę to napisać. Błagam, zrób ktoś takie buty, tylko z dwa razy szerszym obcasem (dwa, nie trzy) i najlepiej równym, a nie takim który na górze jest szeroki, a im bardziej patrzymy w dół, tym bardziej się zwęża. Tutaj to i tak jest mało widoczne, ale jak oglądam coś takiego w sklepach |klik| to mi ręce opadają. Ani to ładne, ani bardzo wygodne, więc czemu?

I dlatego buty uwielbiam. Oglądać na zdjęciach. Bo kupowanie to jakiś dramat. Niech już będzie lato! (Chociaż ładne sandałki to też niemały problem ;)

Buty kupiłam w sklepie, który znajduje się w przejściu podziemnym pomiędzy Dworcem Centralnym, a hotelem Mariott. Wysłała mnie tam kiedyś jedna ze stałych Czytelniczek – dzięki! Kosztowały 200 zł.

A Wy w czym chodzicie na wiosnę?