Generalnie jestem osobą perfekcyjnie zorganizowaną, ale są czasem takie rzeczy, których nie umiem zrobić. To znaczy oczywiście w końcu je robię, ale zwykle na ostatnią chwilę. Nie ma w tym żadnego sensu ani logiki, bo często są to działania proste i zajmujące mało czasu.
Postanowiłam je wypisać, bo innej szansy na ogarnięcie tego już nie widzę.
Otóż problem sprawia mi:
1. Dzwonienie. Jeśli mam gdzieś zadzwonić – zadzwonię jutro. Nie jestem osobą nieśmiałą, ale blogerem tak bardzo przestawionym na funkcjonowanie w Internecie, że jeśli czegoś nie da się załatwić przez e-mail, to znaczy, że to jest BARDZO TRUDNE DO ZAŁATWIENIA. A poza tym telefony tracą zasięg i trzeba się do nich drzeć albo powtarzać, co się powiedziało, a potem i tak nikt nie pamięta.
2. Logowanie się do bankowości internetowej. Jeśli mam komuś wysłać przelew, to chyba wolę dać mu gotówkę. Stresuje mnie wpisywanie loginu i hasła. Poważnie. Jeszcze się pomylę (dziesięć razy) i coś zablokuję. Gorzej, że muszę z tym bezustannie walczyć, bo jednak interesuje mnie, czy dostałam swoje przelewy. #trudnehistorie
3. Robienie sobie zdjęć do dokumentów. Gdyby nie fakt, że dowód jest potrzebny do wyjeżdżania za granicę, to nie miałabym go do tej pory. Kiedy miałam 17 lat, to śniłam o tym kawałku plastiku. Kiedy miałam 18 lat, to… wyrobiłam go ponad pół roku po urodzinach.
4. Kupowanie karty miejskiej. Nie chcecie wiedzieć, ile razy jeździłam na bilecie kartonikowym, bo nie chciało mi się poświęcić trzech minut na naładowanie karty. Nigdy nie mam czasu, nigdy.
5. Oddawanie butów do szewca lub ubrań do krawcowej. Zgubione fleki? Mam inne buty. Za duża sukienka? A jeśli jeszcze przytyję…?
6. Pisanie dokumentów, które zawierają 2-3 zdania. Jeśli mam napisać długi tekst na bloga, to nie ma sprawy – siadam i piszę. Natomiast jeżeli czeka mnie napisanie podania składającego się z kilkudziesięciu słów, to hmm… na kiedy mogę napisać je najpóźniej?
7. Zapisywanie się do fryzjera. Nie wiem, jak to się dzieje, że w 4 na 5 przypadków nie potrafię zapisać się do fryzjera w dniu, w którym u niego jestem. Zawsze doskonale wiem, że muszę farbować odrost co 4-5 tygodni, ale czasem mi się nie chce zastanawiać, jaki termin byłby okay, więc wychodzę nieumówiona na kolejną wizytę. I chociaż równie doskonale wiem, że w ostatniej chwili nigdy nie ma miejsc, to mimo wszystko odkładam dzwonienie (patrz punkt 1) na jutro, i na jutro, i na jutro, i na jutro. A potem płaczę.
Swoją drogą tutaj pozdrawiam moją kosmetyczkę, która ma możliwość zapisów przez Internet. Zero dzwonienia, bo pewnie byłby ten sam problem.
Okay, to były moje problemy. Teraz czas na Wasze. Mam nadzieję, że też je macie, bo nie chcę się czuć samotna. Ja oczywiście postaram się jakoś z tym swoim odkładaniem na jutro wygrać, ale coś czuję, że to może być nierówna walka, więc pocieszcie mnie jakoś. Czego Wam się nie udaje załatwić?