Przyznaję się bez torturowania mnie pizzą z czosnkiem – ta notka powinna pojawić się tutaj dwa miesiące temu.
Zrobiłam zdjęcia jakoś na początku lipca i totalnie o nich zapomniałam. Dużo się wtedy działo w moim życiu, więc trudno, zdarza się.
Dzisiaj jednak nadrabiam, a przynajmniej mogę opisać swoje obserwacje po 2 miesiącach noszenia tych nowości.
O co uzupełniłam swoją szafę?
Zaczynamy od beżowych butów na słupku.
Baczni obserwatorzy mojego Snapchata (nick: monikakaminska) zauważyli, że noszę je niezwykle często. Jakoś ostatnio projektanci Gino Rossi totalnie trafiają w mój gust, w ciągu ostatnich kilku miesięcy kupiłam tam już trzy pary butów.
Generalnie jestem zadowolona, ale… niestety słupek (kocham słupki!) obity beżową skórą to naprawdę trudna rzecz do pielęgnacji. Jakimś cudem skóra jeszcze się nie zdarła z obcasa, za to niestety mocno się przybrudziła w kilku miejscach. Jeśli macie jakieś tajemnicze sposoby na czyszczenie beżowej skóry na butach, to koniecznie dajcie mi znać.
Buty: Gino Rossi, podobne: tutaj.
Kolejna nowość to prezent – czerwona torebka.
W zasadzie powinnam napisać – moja pierwsza w życiu czerwona torebka. Długo zastanawiałam się nad nią i w końcu zdecydowałam, że chętnie bym ją nosiła, o ile będzie… mała. Nie wiem dlaczego, ale duża czerwona torebka wydawała mi się lekko tandetna. To trochę dziwne, wiem.
W każdy razie ta jest bardzo mała i w zasadzie mieści tylko klucze, telefon i pieniądze. Uwielbiam za to nosić ją z jeansami i białą, męską koszulą.
Torebka: Cambridge Satchel, podobne: KIOMI, Menbur.
Mój kolejny zakup z Gino Rossi, czyli klasyczne czarne sandałki. W życiu chyba nie dostałam od mężczyzn tylu komentarzy, że mam ładne buty, co w dniach, kiedy miałam na sobie te. Nie żartuję!
Długo zastanawiałam się, o co chodzi, ale chyba o to, że panowie również lubią najprostsze rozwiązania, a jeśli jednocześnie są one (te rozwiązania hahah) zapinane wokół kobiecych kostek, to już w ogóle rewelacja.
Poza tym buty są bardzo wygodne.
Buty: Gino Rossi, podobne: Mai Piu Senza, Paper Dolls.
Ostatnia rzecz, a w zasadzie kolejna moja pierwsza. Zawsze miałam maleńkie zegarki, aż w końcu przyszedł czas na taki z dużą tarczą. Oczywiście najlepiej nosi mi się go w zestawie ze wspomnianymi już jeansami i białą koszulą.
Nie przez przypadek w chłodniejsze letnie dni chodziłam non stop w koszulach, ale o tym dowiecie się już w październiku. Chyba że zaglądacie na Snapchata i już wiecie. Ale nie zdradzajcie się w komentarzach!
Wracając do zegarka – bardzo podobają mi się w nim nietypowe, błękitne wskazówki. To takie urozmaicenie kolorystyczne w mojej garderobie, heh.
Zegarek: Shashi, podobny: Timex.
U mnie jak zwykle – wszystko klasyczne i bez zbędnych udziwnień. Takie rzeczy lubię najbardziej, bo wtedy nie zastanawiam się długo nad tym, czy coś do czegoś pasuje, i nie marnuję czasu na stanie przed szafą i kombinowanie, w co się ubrać, jakie buty założyć, którą torebkę itp. itd. O nie, nie! To nie w moim stylu.
To tyle ode mnie na dziś! Dajcie znać w komentarzach pod notką, która z tych rzeczy najbardziej Wam przypadła do gustu. Jestem bardzo ciekawa! Możecie też się pochwalić jakimiś swoimi ciekawymi zakupami z ostatnich miesięcy.