Zanim zostałam fanką makijażu, którego nie widać, i ogarnęłam, które kosmetyki mi służą, a które nie, to udało mi się zrobić z sobą kilka rzeczy, z których teraz się śmieję, ale kiedyś były dla mnie dramatem.
Żeby przestrzec Was przed podobnymi (a raczej nie Was, tylko przypadkowe czytelniczki z Googli w wieku 10 lat), postanowiłam podzielić się listą 5 moich największych wpadek kosmetycznych.
To lecimy… Tylko pamiętajcie – musicie zachować je dla siebie.
Srebrny cień do powiek
Duuuuuuużo srebrnego cienia do powiek. BARDZO DUŻO SREBRNEGO CIENIA DO POWIEK. Cała moja powieka w srebrnym cieniu do powiek – to był mój make-up na… naukę jazdy na snowboardzie. A jak! W końcu pasowało do śniegu. Pamiętam, że cień był z jakiejś gazety, a ja zanim go zademonstrowałam swojemu instruktorowi jazdy, pochwaliłam się w domu Mamie, jaki piękny sobie wymyśliłam makijaż na ferie. Pamiętam chyba tylko, że z politowaniem popatrzyła na mnie i powiedziała: „To raczej nie jest wodoodporne”.
Cytrynowe włosy
Pod koniec podstawówki zapragnęłam mieć jaśniejsze niż naturalnie włosy. O farbowaniu oczywiście nie było mowy. Postanowiłam więc po umyciu włosów wylać na nie cały sok z cytryny, a następnie wysuszyć je na słońcu. Po całej tej operacji wyglądałam chyba gorzej, niż gdybym umyła włosy oliwą. Te strąki zapamiętam do końca życia. Oczywiście o tym, że włosy nie pojaśniały mi ani troszeczkę, chyba nie muszę mówić.
Przeźroczyste brwi
Na początku liceum odkryłam jakiś boski krem na pryszcze. Co z tego, że był punktowy. Miał duże opakowanie, więc smarowałam nim całą twarz rano i wieczorem. Faktycznie pryszczy nie miałam żadnych, ale to raczej nie wynik działania owego kremu, tylko tego, że ogólnie mam od zawsze dobrą cerę. Natomiast sam krem spowodował… rozjaśnienie brwi do zera. Nie chcę wiedzieć, co miał w składzie. W każdym razie po kilku tygodniach stosowania go wyglądałam jak albinos. I niestety nie było mi z tym do twarzy.
Henna na całej twarzy
Trzeba więc było wybrać się na hennę. Pierwszą zrobiłam u kosmetyczki, drugą też… ale potem zaczęło być mi szkoda kieszonkowego. Postanowiłam więc działać na własną rękę. W miseczce rozrobiłam hennę z wodą i nałożyłam na twarz. To znaczy na brwi. Okay, to jednak była twarz, bo w końcu kto by się przejmował tym, że hennę trzeba nakładać wyłącznie na brwi. Maznęło się 5 centymetrów dookoła? To się maznęło. Przecież się zmyje… niestety nie zmyło się. Przez następne 3 dni szorowałam skórę od świtu do nocy mydłem, żeby w ogóle móc się pokazać światu na oczy. Jedyne, co mnie uratowało, to fakt, że zrobiłam to w trakcie majówki, więc Mama nie wysyłała mnie siłą do szkoły. Uff.
Kreska na środku powieki
Nigdy nie byłam mocna w makijażu. Nigdy… Dlatego też kiedy koleżanka powiedziała mi, że fajnie bym wyglądała z kreską na górnej powiece, to owszem, narysowałam ją sobie, ale niestety nie udało mi się zrobić tego blisko rzęs. W zasadzie byłam blisko… środkowej części górnej powieki. Wiecie – dorysowałam sobie drugie oko. I wyszłam tak umalowana z domu. A kiedy jeden z kolegów zapytał mnie, „czy to tak powinno być namalowane”, zgodnie z prawdą odpowiedziałam: „każdy maluje tak, jak chce”. Cóż, przynajmniej nie skłamałam.
Okay, ja się wywnętrzyłam. Teraz czas na Was – jakie wpadki zaliczyłyście w młodości?