Dzisiaj mam dla Was recenzję czterech kosmetyków. Trzech świetnych i jednego takiego sobie.
Zaczynamy od hitu, a raczej hitów. I to nie tylko lata rozumianego jako pory roku, ale również kilku ostatnich lat mojego życia.
Kiedy mój fryzjer (pozdrawiam!) nałożył mi pierwszy raz ten zestaw na włosy, powiedział: „To jest tak dobre, że na pewno napiszesz o tym notkę”.
Nie pomylił się.
Daines OI – szampon, odżywka i olejek do włosów.
Produkty przeznaczone są do każdego rodzaju włosów i zawierają olejek roucou (inaczej annatto), czyli olejek pochodzący z lasów amazońskich, którego główną cechą jest odbudowywanie struktury włosów.
I tak się właśnie dzieje. Zamiast rozpisywać się: ten zestaw sprawia, że włosy są bardziej miękkie, gładkie, lśniące, ładnie się układają itp., itd. (co oczywiście jest prawdą), wystarczy, że napiszę: te wszystkie produkty faktycznie odbudowują strukturę włosów.
Już po zmyciu maski, nawet na mokrych włosach, da się odczuć spektakularną różnicę. Olejek dopełnia całość, włosy rozczesują się w mgnieniu oka, a potem przepięknie układają i ślicznie, zdrowo wyglądają.
Oczywiście jest pewien minus – produkty są bardzo drogie. Dlatego jeśli jesteście zainteresowani, to najpierw znajdźcie w Internecie małe zestawy (są takie miniaturki), a jeśli efekt się Wam spodoba – poszukajcie fryzjerskich, ogromnych wersji. Tak wychodzi taniej. Możecie też pozostać przy zwykłym szamponie i odżywce, a kupić sam olejek. Jest boski i sam jeden też dużo robi.
Możecie jeszcze zrobić tak jak ja, czyli używać zestawu naprzemiennie ze zwykłymi, drogeryjnymi produktami. Wiem, że modnie jest teraz nie zostawiać sobie rzeczy na wyjątkowe okazje, tylko korzystać z najlepszych opcji na co dzień, ale cóż, jeśli siedzę cały dzień w domu, to naprawdę nie czuję potrzeby, żeby kusić komputer turbogładkimi włosami. Jeszcze się na mnie z tego powodu nie obraził. Cieszę się, że rozumie mój pragmatyzm.
Okay, czas na kit.
Kit to może przesadzone słowo. Ta maska do twarzy po prostu jest nijaka.
Może pamiętacie, że jakiś czas temu zachwycałam się strasznie kremem do rąk i zapowiadałam, że koniecznie chcę sprawdzić maskę do twarzy z tej samej serii.
Zdecydowałam się na regenerująco-oczyszczającą maskę Argan & Goats na bazie białej glinki z olejkiem arganowym i proteinami mleka koziego.
Producent obiecuje, że po jej użyciu skóra ma być oczyszczona, zregenerowana (co widać w nazwie), gładka i delikatnie rozjaśniona.
Generalnie maska wielkim kitem nie jest, bo kosmetyczny kit to dla mnie podkład, który się waży i utlenia do pomarańczowego na twarzy. Natomiast ta maska po prostu niewiele robi. Może trochę odświeża cerę, ale efekt jest naprawdę słaby. O jakimś większym oczyszczeniu, wygładzeniu czy rozjaśnieniu w ogóle nie ma mowy. To już maseczka aspirynowa ma silniejsze działanie.
Generalnie nie kupię jej drugi raz i tyle.
Jeśli znacie jakieś sensowniejsze maski, to proszę – polećcie mi coś. Odgruzowuję się po lecie, a w tym roku przesadziłam ze słońcem, więc jest z czym walczyć (to znaczy z zatkanymi porami).