Jak odpoczywać, kiedy ma się własną firmę?

Sierpień 30, 2016

Jakiś czas temu miałam taki cwany system odpoczywania, który żywcem ukradłam z książki Tima Ferrisa „4-godzinny tydzień pracy”. Najpierw przez kilka tygodni pracowałam jak szalona, a następnie przez kolejne dni nie robiłam zupełnie nic (poza oglądaniem seriali i jedzeniem). Potem znowu pracowałam, a następnie nadchodził czas na reset… I tak w kółko. System jest świetny i szczerze go polecam, ale ze względu na to, że produkcja w sklepie mi się zapętliła (bez przerwy coś projektujemy, produkujemy lub szyjemy na miarę), to obudziłam się nagle pod koniec sierpnia – i jeśli jeszcze raz ktoś mnie zapyta o to, gdzie byłam na urlopie, to zamienię się w sycylijską cytrynę.

Non stop dokądś jeżdżę, ale 99% tych wyjazdów podyktowana jest sprawami biznesowymi. Jeśli coś zwiedzam, to robię to przy okazji. Na Mazury wybieram się zawsze z arsenałem ładowarek i tak naprawdę od pracy w Warszawie różni się to tylko tym, że w przerwie na lunch idę popływać w jeziorze (hehe). Poza tym cały czas czegoś pilnuję, coś dogrywam, dopinam, ustalam itp. Jest bosko, ale czasem trzeba odetchnąć.

Opanowałam do perfekcji system relaksowania się w ciągu dnia, wieczorami, w weekendy itp. Ponieważ strasznie sucharowaty dowcip „Hurra, od jutra urlop! A nie… zapomniałam, że mam własną firmę” dotyczy nie tylko mnie, postanowiłam się z Wami tymi sztuczkami podzielić. Zobaczcie, co robię, żeby złapać chwilę oddechu! I spokojnie, to nie jest lista w stylu: czytam książki, chodzę do kina, odwiedzam okoliczne parki. To oczywiście też robię, ale mam kilka lepszych sztuczek, które musicie poznać! Oto one.

Leżenie

Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale żeby tak naprawdę odpocząć, to muszę się położyć plackiem. Ja po prostu nie odpoczywam w pozycji siedzącej. W związku z tym potrafię się na cały weekend zabunkrować w łóżku z laptopem i obejrzeć całą serię jakiegoś serialu (ostatnio „Forbrydelsen” – polecam). Gdybym ten sam serial oglądała na siedząco (na przykład w fotelu), to byłabym zmęczona. To prawdopodobnie siedzi (!) tylko u mnie w głowie, ale skoro działa i nie sprawia mi większych problemów, to nie widzę powodu, dla którego miałabym nie leżeć.

Środa to mały piątek

Z ogromną satysfakcją korzystam z tego, że nie muszę zrywać się do pracy na 8:00 i martwić się, co powie szef, jeśli się spóźnię. W związku z tym z kilkoma koleżankami, które mają podobnego farta, ustanowiłyśmy tradycję „biznesowych” spotkań w środku tygodnia. Wieczorem oczywiście. Z winem, dobrym jedzeniem i bez stresu, że się nie wyśpimy. Brak czekania na weekend to największy komfort mojego życia.

Szał sprzątania

Bywają takie momenty, że głowę mam już zajętą zbyt dużą ilością spraw jednocześnie. Jestem wtedy rozdrażniona, nie mogę się skupić, nic mi się nie podoba i najchętniej poszłabym spać. Co wtedy robię? Odgruzowuję całe mieszkanie. Bez wyrzucenia dwóch worków śmieci się nie liczy! Przeglądam  szafki, pudełka, szuflady i pozbywam się wszystkiego, co „może się jeszcze przyda” (czyli nie przyda się nigdy). Następnie to, co zostało, układam najbardziej symetrycznie, jak się da. Kiedy skończę, mogę od razu siadać do pracy. Zrelaksowałam się.

Zakupy w godzinach pracy

Chociaż zakupów ubraniowych nie robię już prawie wcale, to nikt nie zabroni mi pojechać we wtorek o 13:30 do IKEA po… nowe szklanki. Zdarza mi się to raz na kilka miesięcy, ale korzystam z faktu, że godziny pracy ustalam sobie sama. Ostatnio w środku dnia wybierałam materac do pływania po jeziorze. Jasne, że później będę musiała nadrobić pracę na przykład w weekend, ale satysfakcja z robienia zakupów bez ogromnych tłumów ludzi jest prawie tak samo relaksująca na pobyt na ekskluzywnej bezludnej wyspie. Polecam.

Zamiana wieczorów z porankami

Zdecydowanie lepiej pracuje mi się w nocy niż od samego rana. Nigdy nawet nie próbowałam za specjalnie z tym walczyć. Od kiedy pracuję dla siebie, to zauważyłam, że trochę nieświadomie zamieniłam sobie wieczory z porankami. Większość z Was zapewne relaksuje się po pracy. Ja odpoczywam przed nią. Wstaję rano, jem śniadanie, powoli piję kawę. Czasami idę pobiegać, innym razem coś czytam. Donikąd się nie śpieszę. Ruch w moim sklepie zaczyna się zwykle po 12:00, więc nie ma potrzeby, żebym wcześniej była zwarta i gotowa do pracy.

Sauna i masaż

Zauważcie, że obydwie te rzeczy łączą się z odpoczywaniem w pozycji leżącej! To na pewno nie jest przypadek. A całkiem poważnie: zdarza mi się korzystać z sauny nawet w środku ciepłego lata. Powód jest jeden – relaks mięśni. U mnie cały stres koncentruje się w karku i chociaż w porównaniu z tym, co przeżywałam przed maturą (trzy tabelki przeciwbólowe do każdego śniadania), jest naprawdę nieźle (zero tabletek przeciwbólowych przez cały dzień), to cały czas pamiętam, żeby dopieszczać swoją szyję i plecy. Po kilku godzinach spędzonych w saunie (oczywiście nie non stop!) lub masażu czuję się naprawdę jak nowo narodzona. Jedna rada: wszystkie te rzeczy muszę robić wieczorem, żeby po powrocie do domu od razu położyć się spać. To potęguje relaks!

Omijanie korków

Nigdy nie wracam z weekendowego wyjazdu w niedzielę wieczorem. Zdecydowanie bardziej wolę wstać w poniedziałek wcześnie rano i dopiero wtedy wrócić do Warszawy, niż kotłować się w niedzielnych korkach. Dzięki temu zyskuję jeden pełny dzień więcej i nie muszę od niedzielnego śniadania myśleć o tym, że zaraz trzeba będzie się pakować i wracać. Polecam ten styl!

To tyle ode mnie. Oczywiście kiedy zarobię pierwsze 10 milionów, planuję udać się na miesięczny urlop, w trakcie którego przypadkiem zgubię telefon komórkowy. Ale zanim to nastąpi, będę się cieszyła tym, co mam. Byłam już w tym roku w Irlandii, w Mediolanie, we Florencji, w Anglii, na Malcie, w Gdańsku i 6 razy na Mazurach, więc sama sobie mogę zazdrościć! Tę notkę kończę do Was pisać w Pradze. Rzecz jasna nie ze wszystkich wyjazdów piszę notki, bo czasami naprawdę nie ma czasu, ale zawsze jest cudownie!

Buziaczki!

Wasza biznesowa turystka

PS Koniecznie dajcie znać, jakie Wy macie sposoby na relaks, który nie wymaga 2 tygodni wolnego. Czekam na sugestie w komentarzach!