Nowości kosmetyczne

Sierpień 15, 2012

A raczej duuuużo nowości kosmetycznych (więcej niż na zdjęciu głównym).

Jak pewnie wiecie, potrzebuję strasznie dużo czasu na zrecenzowanie jakiegoś kosmetyku. Po pierwsze nie wierze, że można o czymś pisać po jednym maźnięciu, a po drugie nie lubię marnować produktów, otwierać po pięć opakowań różnych marek a potem wywalać, bo za długo stoją.

W związku z tym mam duży problem ze zdjęciami. Niby pilnuję się żeby zrobić zdjęcia zanim czegoś zacznę używać, ale potem te zdjęcia giną…bo czyszczę komputer co miesiąc. I w ten sposób za nic w świecie nie mogę znaleźć zdjęć pewnej pianki do mycia twarzy Lirene, która była po prostu genialna. Obawiam się, że w tym samym folderze było zdjęcie kremu do rąk, który dostałyśmy na czerwcowym spotkaniu blogerek, który również był genialny, a ja nawet sobie firmy nie mogę przypomnieć.

Dlatego dziś taka notka łączona (wydaje mi się, że to lepsze niż jedna notka -jeden kosmetyk, jeżeli się mylę, to dajcie znać w komentarzach). Trochę moich faworytów (lub mniejszych faworytów) z ostatnich dwóch miesięcy i kilka zdjęć na szybko zrobionych w nocy telefonem, bo wiem że gdybym ich nie zrobiła (a zostałam na kilka dni bez aparatu), to potem bym o tym zapomniała.

Lirene peeling do ciała.

Testowałam dwa peelingi Lirene jednocześnie, bo chciałam być taka zabawna i je porównać. Obstawiałam, że jeden będzie znacznie gorszy od drugiego i znając swoją miłość do mocnych peelingów, myślałam że przegra ten niebieski (formuła drobnoziarnista). Tymczasem okazało się, że właściwie poza zapachem (czerwony ma neutralny, a niebieski sportowy, lekko męski) nie widzę prawie żadnej różnicy. Oczywiście, jeden ma grube ziarna, drugi drobne, ale efekt na skórze jest taki sam. Obydwa świetnie wygładzają i odświeżają. Łatwe w stosowaniu i świetne przed nałożeniem balsamu. Ja na pewno kupię sobie teraz ten czerwony.

Sierpniowy Glossybox (zobaczcie nową stronę – jest o wiele lepsza).

Co w nim jest, to już pewnie czytałyście dziesięć razy, więc nie ma sensu wymieniać. Od siebie dodam, że Glossy niesamowicie ułatwił mi pakowanie wakacyjnej walizki. Pierwszy raz w życiu kosmetyczka zamknęła mi się bez problemu. Miniaturki są idealne na wyjazdy! W tym miesiącu jestem natomiast bardzo zadowolona z próbek L’Occitane. Zawsze chciałam przetestować kosmetyki tej firmy, ale jakoś się nie udało, więc ciesze się, że teraz mam okazję. A Wy znacie jakieś ich produkty? Słyszałam jakieś plotki, że kremy do rak mają genialne. Potwierdzi mi ktoś?;)

Syoss -color&volume, szampon i odżywka.

Tak, wiem – piękne zdjęcie. Kiedyś opanuję sztukę prostych fotografii robionych komórką, obiecuję. Tymczasem wracam do kosmetyków. Od około trzech tygodni używam produktów firmy Syoss, podesłanych mi przez Henkel. Do tej pory z Syoss miałam doczynienia tylko na wyjazdach, bo w Rossmannie sprzedają miniaturki ich produktów. Natomiast tutaj podoba mi się, że produkty są w dużych (większych niż standardowe) opakowaniach, bo moje włosy potrzebują dużo odźywki i bieganie do sklepu ciągle po nową średnio mnie bawi. Szampon i odżywka są bez silikonów i innych takich sztucznych dodatków, więc trochę się bałam, tego o czym kiedyś tutaj rozmawiałyśmy – czyli siana na głowie od używania ekologicznych szamponów. Przyznam szczerze, że jednak takiego efektu nie zauważyłam. Odzywka może nie do końca tak jakbym chciała wygładza mi końcówki, ale szampon jest o wiele lepszy od tych wszystkich kolorowych, gęstych, perłowych szamponów. Naprawdę dobrze odświeża włosy.

Pantene nature fusion – 2 minutowa maska wzmacniająca

Jeszcze pociągnę trochę temat włosów, bo po przejściu na blond, maski, odżywki i wszystko do pielęgnacji rozjaśnianych włosów to moje ulubione kosmetyki. Wszystkie produkty Pantene po prostu uwielbiam i ta maska również mnie nie zawiodła. Myślę, że nie ma się co nad nią rozpisywać – świetna i już. Włosy są miękkie, gładkie, zdrowo wyglądają i pięknie pachną. A to wszystko w dwie minuty.

A tego produktu bardzo się bałam. Nie jestem fanką niczego, czego nie zmywa się z włosów, a niby to coś ma pielęgnować. Zawsze boję się, że za bardzo mi obciąży włosy. Pryz moim szalonym tempie życia czasami jednak nie daję rady rano użyć odżywki. Do tej pory wiązałam włosy i wychodziłam z domu, teraz jednak postanowiłam wypróbować odżywkę bez spłukiwania i muszę powiedzieć, że dała radę. Może nie odżywia tak spektakularnie jak maska Pantene, ale na pewno nie obciąża włosów.Dobra alternatywa zamiast zwykłej odżywki dla zabieganych osób.

Teraz będzie trochę gorzej. Produktów Joanny używałam kiedyś nagminnie i pamiętam, że zarówno ja jak i Sąsiadka byłyśmy z nich bardzo zadowolone. Tymczasem odźywka wygładzająca Joanny mnie trochę rozczarowała. Nic specjalnego. Coś tam wygładza, ale nie do końca.

Podobnie rozczarował mnie nie wiedzieć czemu olejek kokosowy Vatika. Migdałowy był dla moich włosów idealny, kokosowy z Biochemii Urody był bardzo idealny, a ten mnie zawiódł. Nie odżywia tak jak masło ze skrzypu czy olej kokosowy ze wspomnianej Biochemii Urody.

Być może zmieniły się potrzeby moich włosów, albo przyzwyczaiły się już do pewnych produktów. W każdym razie – ani odzywki ani olejku nie polecam.

Joanna, kuracja wzjacniająca

Radical, mgiełka do włosów farbowanych

Pamiętacie jak szykowałam się do zmiany koloru i na siłę chciałam przyspieszyć porost włosów? To było śmieszne. Sprawdziłam różne plotki krążące po wizażu i moim zdaniem od niczego włosy szybciej nie rosną. A na pewno nie pomogła mi w tym ani Joanna, ani Radical. A teraz, kiedy jestem blondynką to wydaje mi się, ze włosy rosną mi za szybko ;)

Dior, Addic Extreme Lucky

Milion razy już marudziłam, że na moich ustach nie trzyma się żadna szminka. Jakiś czas temu wymyśliłam sobie, że kupię sobie taką, która daje taki lustrzany, mokry połysk i przynajmniej nie będzie widać jak się ściera. Wymyśliłam dobrze, bo Lucky trzyma się u mnie 15 minut (czyli jak wszystko), ale ściera się tak, że spokojnie mogę jej używać, czyli równomiernie ;) I faktycznie jest to pierwsza szminka, którą kupiłam i używam częściej niż raz na pół roku – zobaczycie na zdjęciach z Sopotu.

Nivea, żel do mycia twarzy, aqua effect

Żel wzięłam po drodze do kasy przez przypadek (w ostatniej chwili sobie przypomniałam, ze mój się skończył, a na ten była promocja). Spodobało mi się to, że nazywa się „aqua effect”. Pomyślałam sobie – woda, nawilżanie – będzie fajny. I faktycznie jest. Świetnie się nim myje twarz, nie wysusza skóry i dokładnie oczyszcza. Mógłby tylko nie szczypać w oczy.

Lirene, dwufazowy płyn do demakijażu oczu

Na szczęście ze szczypaniem sobie poradziłam, bo przypomniało mi się, że w paczce od Lirene mam płyn do zmywania oczu. Sama z siebie nigdy nie używałam niczego specjalnego do demakijażu oczu, bo jaki jest mój makijaż oczu, to wiele razy widzieliście. Nie ma czego zmywać ;) Jednak wyciągnęłam płyn teraz i przyznam szczerze, że to fajna zabawa tak sobie mieszać te dwa kolory przed użyciem. Tusz zmywa perfekcyjnie i nie podrażnia. Kiedyś się umaluję jak panda i dam Wam znać jak ze zmywaniem 10 warstw cieni ;)

Tymczasem kończę tę notkę i idę założyć oddzielny folder z napisem „zdjęcia kosmetyków”. Może uda mi się go nie skasować przez przypadek :)