Edyta, ogarnij się i zacznij znowu śpiewać

Grudzień 15, 2013

Odczuwam smutek kiedy czytam na Pudelku o Edzi.

Do tej notki zbieram się chyba od roku. Podczas zeszłorocznej zimy zaczęłam rozmawiać z koleżanką na temat Edyty Górniak. A raczej wspominać dawną Edytę.

Pamiętam dokładnie, że w gimnazjum byłam absolutnie zauroczona jej płytą Dotyk. Chciałam Wam podrzucić jakiś jeden hit, który najlepiej charakteryzowałby cały album, ale w zasadzie musiałabym podrzucać Wam całą płytę. Utwór za utworem – przepiękne piosenki, boski wokal.

No dobra, macie Kasztany.

Tak, wiem piękny „teledysk”, ale lepiej skupcie się na tym jak ona śpiewa! To jest jedna z tych piosenek, które włączam i przenoszę się w czasie. Jestem o 10 lat młodsza, pierwszy raz nieszczęśliwie zakochana, a w uszach mam bardzo trudny i rewelacyjnie wykonany utwór. Mogę cierpieć w spokoju. W ciągu jednego roku wysłucham tej piosenki tyle razy, że za 10 lat spokojnie odtworzę ją z pamięci. Mistrzostwo świata, Edyta!

Cała płyta Dotyk sprzedała się w 1995 roku w nakładzie 500 000 egzemplarzy. Wyobrażacie to sobie teraz? Takie liczby osiągają teraz jakieś dziwne filmiki o Słowiankach na YT (wiem, wiem osiągają znacznie wyższe liczby, ale jakoś nie chcę tego przyjmować do wiadomości). Rozumiem, że płyt się nie kupuje, mamy Spotify. Wszystko okay, ale ja nadal tęsknie i ciągle czekam na niewiarygodne wokale, świetne teksty i piosenki, które na zawsze staną się klasykami.

W telegraficznym skrócie – po 1995 r. Edyta nawet bardzo dobrze debiutowała zagranicą, chociaż akurat piosenka One&One zupełnie nie przypadła mi do gustu. Trzy lata później zaśpiewała z Mietkiem Szcześniakiem kolejny utwór, który nadal zna cała Polska – Dumkę na dwa serca. Potem były jeszcze jakieś w miarę udane podrygi, z których ja najbardziej pamiętam piosenkę, którą katowałam w klasie maturalnej (2007) – List. To brzmiało jak stara, dobra Górniak. Miałam przez chwilę nadzieję, że Edyta jest coraz bliżej powrotu do formy z 1995 r.

Hmm… wcześniej był jeszcze hymn, ale udaję, że o tym nie pamiętam.

Poza tym po 1998 roku w zasadzie pustka. Piosenki z filmu To nie tak jak myślisz kotku nie będę komentować, bo to nie moja stylistyka. Chociaż nie da się ukryć, że utwór przez chwilę był hitem.

Od 1998 roku minęło 15 lat. A były to lata pełne programów rozrywkowych, Pudelka i Facebooka. Wydane w tym czasie płyty zrobiły większą (EKG) lub mniejszą (Perła, My) karierę, ale czy ktoś kojarzy z nich jakąś piosenkę?

 

Za to kojarzymy takie rzeczy:

 

„Górniak znów o śmierci Walkera”

„Górniak: Informacje o śmierci Paula Walkera są nieprawdziwe”

„Górniak tez opłakuje Walkera”

„Górniak w spódnicy w panterkę. OSTRA?”

„Górniak pozywa byłego kochanka Dody”

„Mój wiek biologiczny to 28 lat”

„Górniak cierpi: podleciał do mnie biały gołąb”

 

Piętnaście zmarnowanych lat. Czasami zastanawiam się czy artystom w pewnym momencie po prostu przestaje się chcieć występować? Może im się nudzi śpiewanie i potrzebują zabrać się za coś innego. Okay, przyjmuję do wiadomości koniec kariery. Natomiast totalnie nie rozumiem tego co Edyta wyczynia teraz ze swoim wizerunkiem.

Wiem jaka jest rola Pudla. Trzeba najpierw kogoś wylansować, a potem zacząć wyciągać kompromitujące rzeczy, naginać rzeczywistość i podkręcać atmosferę kiepskimi tytułami.

Tyle, że w przypadku Edyty to ona wylansowała się wcześniej sama dzięki rewelacyjnemu wokalowi, a teraz coraz bardziej (również sama – na własnym fan pagu) z totalnie dla mnie niezrozumiałego, nieznanego i dziwnego powodu brnie w jakieś małe medialne aferki. Nie wiadomo po co płacze nagrywając filmik i wrzuca to do sieci. Opłakiwanie śmierci bliskiej osoby powinno być raczej sprawą prywatną. Wymyśla teorie spiskowe, dotyczące wypadku, którego nie widziała, a których nie powstydziłby się sam Macierewicz. Wszystko tłumaczyć wrażliwością większą niż mają inni ludzie.

Zdaje sobie sprawę z tego, że wybitnie uzdolnieni artyści często są niesamowicie zakręconymi ludźmi. Nie mam z tym żadnego problemu. Nawet mnie to niespecjalnie interesuję. Nie widzę potrzeby analizowania tego co kto robi po godzinach jeżeli nie przeszkadza mu to na scenie.

A Edyta jakoś głosu nie straciła, niedawno śpiewała tak:

Za to totalnie straciła panowanie nad własnym wizerunkiem. Ciągle o niej słyszymy, ale ma to coraz bardziej abstrakcyjny wymiar.

Artyści są nadwrażliwi i muszą tacy być żeby dawać nam poczuć swoje emocje. Tyle, że czasem za tą nadwrażliwością w parze idzie również naiwność i wiara w to, że inni ludzie chcą im pomóc. Nie wiem kto jej aktualnie (oraz czy w ogóle) pomaga, ale robi to źle. Sztuka nie ma przecież żadnego powiązania z zarządzaniem własnym wizerunkiem, budowaniem marki w social media i innych tego typu pijarowych zabawach. Ona nie musi wiedzieć jak się zachowywać. Wystarczy, że zaśpiewa.

Szkoda tylko, że w ogóle nie można się interesować Edytą jako wokalistką, bo nie ma jak. Jej występy wokalne ostatnimi czasy to raczej dodatki do tego co robi w telewizji. Kto z Was słyszał ostatnio o biletowanym koncercie Edyty? Przecież to powinna być podstawowa działalność każdego artysty. Maryla Rodowicz koncertuje regularnie, zapełnia całą salę Kongresową i rewelacyjnie daje sobie radę bawiąc pokolenia ludzi.

Edyta tymczasem rozmienia się na drobne, gubi się we własnym zachowaniu i coraz bardziej staje się celebrytką, a mniej gwiazdą. A komu jak komu, ale jej zdecydowanie ten tytuł się należy. Diva mogłaby być tylko jedna.