Kolejna dawka zdjęć z Berlina.
Berlin zwiedzałam dość chaotycznie ponieważ najpierw byłam kilka dni w Berlinie, następnie na Rugii, a potem znów w Berlinie. Udało mi się jednak wszystkie zdjęcia mniej więcej uporządkować i tak powstał cykl wpisów o tym mieście. Dziś czas na ostatni. Zwykły spacr po niezapomnianych miejscach.
Jeżeli interesują Was poprzednie posty to możecie znaleźć je tutaj:
1. Fotorelacja z Berlina #1 – miasto kontrastów
2. Muzea w Berlinie, które są super!
3. Jedzenie w Niemczech (Berlin i Rugia)
Zdjęciem głównym zaczęliśmy nietypowo. Otóż pewnego wieczoru przejechałam przez pół miasta żeby dostać się do knajpki nad rzeką polecanej przez jakiś alternatywny przewodnik jako najbardziej ukryte i najciekawsze miejsce w Berlinie na wieczorny odpoczynek. Niestety miałam niesamowitego pecha – cała knajpka była zarezerwowana na zamkniętą imprezę.
Prawdę mówiąc byłam bardzo zła i kręciłam się po okolicy bez celu. Nagle weszłam pomiędzy jakieś opuszczone budynki po drugiej stronie rzeki. Właściwą drogę poznacie właśnie po tych lampach.
Tak sobie szłam, szłam aż nagle trafiłam na taką bramę…
Glashaus Badeschiff. Brama wygląda niepozornie, ale jeżeli ją znajdziecie – wejdzie do środka, a ujrzycie to |klik|. W środku niby jest zakaz robienia zdjęć, więc wszyscy udają, że piszą smsy. Drogę do tego miejsca sfotografowałam dopiero wychodząc z niego, bo wcześniej nie spodziewałam się takich atrakcji – stąd różnica dzień/noc.
A to już Berlin w ciągu dnia i niebieskie rury. Mają też różowe. Bo kto powiedział, że rury muszą być szare?
Sony Centre i okolice – poraziło mnie tam połączenie nowoczesności z zielenią.
City West – najlepsze miejsce na zakupy ubraniowe (świetne przeceny dla mężczyzn!), ale nie miałam czasu. Zwłaszcza, że obok było coś znacznie bardziej ciekawego…
Największe zaskoczenie całego wyjazdu. Prawie tam nie weszłam. W ostatniej chwili jednak coś mnie tknęło i to było bardzo mądre tknięcie. Kaiser-Wilhelm-Gedachtnis-Kirche czyli kościół Pamięci Cesarza Wilhelma – z zewnątrz budynek, który niespecjalnie zwraca uwagę. Trzeba wejść do środka. Jest ciemno. Ktoś gra na organach. Cały kościół składa się głownie z olbrzymiej ilości niebieskich kafli a ksiądz (?) prowadzi 10 minutową modlitwę w stylu amerykańskiego show.
Przez pierwsze kilka minut pobytu w tym kościele zbierałam szczękę z podłogi. Potem postanowiłam zebrać się w sobie i chociaż nie lubię fotografować kościołów od środka to zrobić wyjątek. Wiedziałam, że chociaż tę chwilę zapamiętam do końca życia to przydałoby się chociaż kafle uwiecznić na karcie pamięci. Koniecznie musicie tam wejść!
Tiergarten – największy park w Berlinie. Kolejny obowiązkowy punkt programu. Mona przespacerować się całym po drodze do Charlottenburg.
Okay…duży jest ten park. Musiałam sobie zrobić przerwę w spacerowaniu. Zwłaszcza, że w środku parku można było zjeść ultra cienką pizze ;)
A to już Charlottenburg – świetne miejsce na wieczorny spacer. Mało ludzi, dużo zieleni i piękne widoki. Niestety dotarłam tam za późno żeby zwiedzić pałac, ale park mi to wystarczająco zrekompensował.
I ostatni rzut oka na prawie już nocny Berlin. Na zdjęciu z lewej strony widzicie ratusz z 1905 r. W pełnym świetle nie robi takiego wrażenia. Jednak półmrok to półmrok.
Aż się rozmarzyłam z tego wszystkiego ;) Pamiętam, że na początku byłam mocno średnio nastawiona na wyjazd do Berlina. Jest przecież tyle innych miast, które chciałbym zobaczyć bardziej. Wydawało mi się, ze Berlin zwiedzę w dwa dni i na tym koniec. Dalej będę się nudzić. Okazało się, że cztery dni to za mało. Miasto jest ogromne, a im dłużej czytałam przewodnik tym więcej pojawiało się miejsc, które koniecznie chciałam zobaczyć.
Zdecydowanie Berlin ma w sobie ten luz za którym tęsknię. Jakieś takie to miast jest bezpretensjonalne. Po prostu.
Pingback: A jeśli nie kurs fotografii to co?()