To już ostatni post z tego cudownego miasta, więc na deser mam dla Was specjalne zdjęcia.
Pamiętam lipcowy Rzym jako miejsce, w którym postanowili spotkać się wszyscy turyści świata. Często kurczowo trzymałam torebkę, bo bałam się, że ktoś z tłumu wyciągnie mi portfel. Wiedziałam, że jestem na Corso Vittorio Emanuele, bo z każdej strony atakowali mnie ludzie. Czasem miałam wrażenie, że jest ich w tym mieście więcej niż pizzerii. Stałam też w długich kolejkach po lody, szukałam wolnych stolików w ogródkach i starałam się nie stracić resztek cierpliwości podczas podróży metrem (chociaż, prawdę mówiąc, Francuzi pchają się w środkach komunikacji miejskiej bardziej niż Włosi, ale to osobny temat).
Styczniowe Wieczne Miasto witało mnie codziennie rano kałużami i ciszą. Wychodziłam około godziny 9.00 ze swojego hotelu i ze zdziwieniem orientowałam się, że właściciele sklepików na Via dei Coronari (polecam – mnóstwo ciekawych butików) jeszcze nie rozpoczęli pracy. Pewnie słodko spali po wczorajszym winie do kolacji. Ja tymczasem zmierzałam na pierwszą poranną kawę. Leniwe poranki nie pasują do Rzymu, tak samo jak pianki nie pasują do pizzy.
A może się jednak mylę? Może pasują?
| Poprzednie notki z Rzymu możecie nadrobić tutaj: |
1) Rzym w czarno – białych zdjęciach
2) Wszędzie dobrze, ale w Rzymie najlepiej!
3) Pięć informacji o Rzymie, które musisz znać
4) Wyjazd do Rzymu – mini przewodnik
W telefonie zdjęcie dokładnie tego samego miejsca z 2011 r.
Zdjęcie i…
…rzeczywistość. Aparat w jednej ręce, parasolka w drugiej. Deszcz padał prawie przez cały mój wyjazd.
Podoba Ci się ten wpis? Kliknij lubię to!
Pingback: Jak ty to robisz? Czyli moja efektywna praca w 7 krokach | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()
Pingback: Rzeczy, na które nie szkoda mi pieniędzy | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()
Pingback: Jak ty to robisz? Czyli moja efektywna praca w 7 krokach – My Blog()