Szalone zakupy w Paryżu

Sierpień 9, 2012

Chodzenie na zakupy podczas wakacji to w moim planie życia rzecz absolutnie zabroniona.

Krążyły jednak jakieś plotki, że warto w Paryżu odwiedzić sklepy vintage.

Mamie

Jeszcze w Warszawie czytając książkę „Paryski szyk” stwierdziłam, że okay, trudno, złamię swoją zasadę i wybiorę się do Mamie – sklepu vintage opisywanego przez autorkę w następujący sposób:

To sklep vintage, jaskinia Aladyna, pełna skarbów,którymi trzeba się cieszyć, chłonąc atmosferę starego Paryża

Powiedzmy, że skusiła mnie przymiotnikiem „starego” ;)

I faktycznie – sklepik totalnie mnie oczarował. W Polsce nie chodzę po sh, bo po prostu nie daję rady. Wyławianie czegoś spośród sterty ubrań mnie nie bawi. Natomiast Mamie (i obok drugi sklepie Mamie Blue; obydwa na rue de Rochechouart) to przecudowne miejsce z najdziwniejszymi na świecie ubraniami. Oczywiście ja mam zaraz drugi problem, bo żeby sobie cokolwiek tam kupić, to musiałabym przeorganizować całą swoją garderobę żebym nie wyglądała dziwnie z jedną rzeczą retro. Postawiłam więc na kupno tego, co jednak noszę, czyli na bransoletki.

No i niestety… spodobało mi się w tym sklepie. W ogóle ekspedientka, która tam pracowała była chyba najbardziej elegancką kobietą w całym Paryżu. Wiecie, taką której elegancja nie wyraża się strojem, a osobowością (strojem ją uzupełniała). Wspaniała kobieta.

Postanowiłam więc poszukać dalej i za radą jednej z czytelniczek udałam się do dzielnicy Marais, wchodząc od strony Rue de Rivioli.  Tam totalnie zaginęłam na dwie godziny. Atmosfera jaka panuje w sklepach vintage w Paryżu jest nie do opisania. Warto je odwiedzać, nawet jeżeli nie chcę się nic kupić. Są przecudowne.

Nawet nazwy mają takie piękne. Swoją drogą obsługa popijała sobie szampana w środku. Mistrzostwo świata.

Aaa, pamiętajcie – za nic w świecie nie wchodźcie w okolicy do BHV. Mój przewodnik opisywał Bazar de l’Hotel de Villie jako „ekskluzywny raj dla kupujących”. Jasne. KOSZMAR.  Taka Ikea połączona z Galerią Centrum. Dramat. Nuda.

Dwie blondynki (tzn.blogerki) w Paryżu

Wracając do przyjemniejszych rzeczy. Jednym z wielkich plusów blogowania jest poznawanie innych blogerów, a jeszcze lepiej blogerek i to w Paryżu. Jakoś na ostatnią chwilę przed moim wylotem wymieniłyśmy się z Ludwiką z bloga http://refluuksje.blox.pl/html (swoją drogą – ostrzegam czytanie jej bloga grozi stwierdzeniem „o nie….ja to napisałam!”)  numerami telefonów. Kilka godzin później dostałam sms:

Czy Ty nie szłaś przypadkiem właśnie w stronę wieży Eiffla?

Szłam. Umówiłyśmy się jeszcze tego samego dnia pod Sacre-Coeur. No właśnie…pod. Jak się dwie blondynki umówią, to jedna nie weźmie telefonu, a druga „pod” uzna jako „hmmm chyba postoję na dole, na pewno nie muszę wchodzić po tych schodach na górę, przecież jestem POD Sacre-Coeur”. Yhm…40 minut się szukałyśmy. Po udanym wieczorku zapoznawczym kilka dni później wybrałyśmy się na spacer po Montmartre (to wtedy jadłyśmy w kawiarni z Amelii).

Poza tym to chodziłyśmy…chodziłyśmy…chodziłyśmy…i wchodziłyśmy wszędzie gdzie się da. Okazało się, że mamy bardzo podobne podejście do zakupów. Każda z nas chciała sobie kupić coś szalonego, ale jak już to coś zobaczyłyśmy to patrzyłyśmy na to, myślimy „nooo ładne, ale po co mi to” i nie kupowałyśmy.

Nasze szalone zakupy skończyły się więc tak

Ale mam dowody na to, że próbowałyśmy coś kupić.

W tym sklepie byłyśmy chyba najdłużej. Jakkolwiek bardzo chciałbym wyglądać jak Neal Caffrey, to ten kapelusz należał do pracującej tam Polki;) Sam sklepik w sobie był cudowny. Znajduje się przy Rue es Martyrs i pewnie gdyby nie fakt, że planowałam pewien konkretny zakup, to coś bym się tam pozbyła części gotówki.

Ooo, a tutaj jeszcze trafiłyśmy na taki śmieszny sklepik, którego ekspedientka była chodząca reklamą (niestety nie dała sobie zrobić zdjęcia). Nie pamiętam adresu, ale jak pokręcicie się po Montmartre, to znajdziecie. Wesoła sprawa.  Zdjęcie główne notki, to ta sama witryna.

Chanel

Wracając do tego dlaczego postanowiłam jednak nic nie kupować w sklepach vintage, chociaż w sumie jakbym się uparła, to kilka rzeczy dla siebie bym znalazła. W dosłownie każdym sklepie są szorty, jeansowe koszule, jeansowe kurtki męskie i bluzki w paski, więc jeżeli szukacie czegoś w tym stylu, to na pewno znajdziecie.

Ja szukałam już później…pierwszego założonego przez Chanel sklepu. Kupując bilety do Paryża w lutym widziałam, że wejdę do tego sklepu po konkretną rzecz.

Najbardziej kiczowate zdjęcie świata, najpiękniejszych perfum na świecie.  Mówicie sobie co chcecie – ja je kocham!

Swoją drogą za każdym razem kiedy opowiadam historię o tym, że kupiłam sobie perfumy Chanel w pierwszym założonym przez Chanel sklepie w Paryżu, to każdy, ale każdy mężczyzna reaguje pytaniem:

A to nie mogłaś ich kupić w Złotych Tarasach?

I za nic w świecie nie daje im się wytłumaczyć różnicy.

Panowie, dedykuję Wam tę notkę. I tak tego nie zrozumiecie;)