W ciągu ostatnich miesięcy przetestowałam kilka ciekawych produktów do pielęgnacji twarzy. Postanowiłam zebrać je w jednej notce – tak będzie łatwiej wszystko porównać, a Wy będziecie mogły się zastanowić, czy któraś z tych rzeczy odpowiada Waszym oczekiwaniom.
Ahava Time to Hydrate – krem nawilżający na dzień
Ahava to marka jeszcze mało znana w Polsce. Obecnie jej kosmetyki poza dystrybucją w internecie można dostać tylko w Super-Pharm. Ta pochodząca z Izraela firma szczyci się, że w odpowiedzialny sposób wykorzystuje w swoich produktach minerały z Morza Martwego. Czyli ogólnie jest pro, eco, cool, wege i od gospodarza spod łomżańskiej wsi.
Możecie kojarzyć ich kosmetyki, bo kilka miesięcy temu do jednego z pudełek beGlossy była dołączona sól do kąpieli Ahava. Nie zrobiła na mnie specjalnie dużego wrażenia, taki tam bajer do kąpieli. Za to krem nawilżający Time to Hydrate zaskoczył mnie bardzo pozytywnie.
To po prostu dobry, delikatnie nawilżający krem. Jest bezzapachowy, szybko się wchłania i nie zapycha. Bardzo fajnie matuje też bardziej problematyczne fragmenty skóry. Polecam zwłaszcza pod makijaż – pomaga go utrwalić i jest gwarancją tego, że nic się nie zroluje. Minusem dla mnie jest oczywiście słoik – wolałabym opakowanie z pompką. Wydajność oceniam jako normalną – nie starczy do emerytury, ale też nie znika tak szybko jak pizza.
Olay Total Effects krem + serum DUO
Przede wszystkim – brawa za pompkę oraz informację, ile kremu jeszcze zostało. Te cechy powinno posiadać każde, powtarzam, każde opakowanie na świecie.
Poza tym to idealny produkt dla kosmetycznej minimalistki. Połączenie kremu i serum u mnie sprawdziło się zarówno w pielęgnacji skóry wieczorem, jak i rano. Jest to idealny kosmetyk na wakacje – na pewno nie przeciążymy nim bagażu (czyli będzie można zrobić większe zakupy na miejscu – kombinowanie zawsze w cenie).
Produkt ma silne działanie nawilżające, odświeżające oraz rozjaśniające. Po jego użyciu skóra staje się bardzo miękka. Jest dość tłusty (polecam bardzo do cer suchych), ale wchłania się bez problemu oraz pozostawia na twarzy ulubiony przeze mnie efekt tafli wody, który świetnie przygotowuje cerę do aplikacji podkładu i ładnie odbija światło. Minusem jest dość intensywny jak na produkt do twarzy zapach, ale ja się po trzech dniach przyzwyczaiłam i przestałam go w ogóle czuć.
Mogę się spokojnie pokusić o stwierdzenie, że jest to najlepszy z tańszych drogeryjnych kremów, jakich używałam w ciągu kilku ostatnich lat. Brawo, Olay!
Olay Total Effects 7 in 1, błyskawiczne serum wygładzające
Po takim poprzedniku kolejny produkt Olay musi wypaść trochę gorzej. U mnie w codziennej pielęgnacji to serum się nie sprawdziło, ponieważ potrzebuję czegoś, co nawilża skórę od środka, a nie tylko wygładza z wierzchu. Jednak niespodziewanie po jednym z listopadowych biegów odkryłam jego tajemną moc. Otóż ten produkt najlepiej sprawdza się właśnie w podbramkowych sytuacjach, w których potrzebujemy wyglądać pięknie w 30 sekund. Czasem mam dni, w trakcie których czuję się jak chomik w kołowrotku, i nie jest niczym zaskakującym, że o 19.00 idę pobiegać, a na 21.00 stawiam się w kinie (odwrotnie by mi się nie chciało). Cera po bieganiu na wietrze nie zawsze wygląda pięknie, a przecież nie zamknę się w domu. W takich właśnie chwilach sięgam po serum wygładzające Olay i traktuje je trochę jak bazę – opatrunek pod makijaż. Serum jest lekkie, delikatnie pachnie i błyskawicznie wygładza cerę, dzięki czemu jestem w stanie szybko ogarnąć swoją twarz i przywrócić jej normalny wygląd.
AA Prestige, serum rozświetlająco-wygładzające
Kolejny raz zacznę od opakowania – jest bardzo stylowe, a poza tym ma pompkę, czyli lepiej być nie mogło.
Produktu używałam na dzień jako kosmetyku wzmacniającego działanie kremu lub jako bazę pod makijaż. Niezwykle podobają mi się jego drobinki, które rozświetlają cerę. Są maleńkie i nie powodują, że twarz się kiczowato świeci. Naprawdę trzeba się przyglądać, żeby je zobaczyć, a po nałożeniu podkładu w zasadzie nie widać ich wcale. Pozostaje tylko promienna, zdrowa cera.
Poza tym produkt jest lekki, wydajny, szybko się wchłania i dobrze utrzymuje się na nim makijaż.
Z minusów – nie do końca odpowiada mi zapach kosmetyku. Przez pierwsze kilka sekund jest strasznie mocny, potem na szczęście znika. W połączeniu z moim ulubionym podkładem Shiseido potrafi w ciągu kilku minut obudzić zaspaną twarz. Polecam wszystkim, którzy zawsze przed 14 wyglądają jak śpiące burrito.
To tyle ode mnie. Dajcie znać w komentarzach, czy widzicie tutaj coś dla siebie albo czy odkryłyście niedawno jakiś produkt do pielęgnacji twarzy, który śmiało możecie polecić. Jestem ciekawa Waszych typów!