Czasami żalę się Wam na Facebooku, że nie mogę znaleźć w sklepach klasycznych rzeczy, które uzupełniłyby moją garderobę. Zawsze mam dokładną wizję tego, czego potrzebuję i nie spocznę, zanim tego nie znajdę (bywa i tak, że zajmuje to kilka miesięcy…).
Najczęściej, przeglądając oferty sklepów, mam wrażenie, że Ten Typ Mes miał rację, śpiewając „Trzeba było zostać dresiarzem”, bo o ile rzeczy sportowych i tak zwanych codziennych jest w sklepach mnóstwo, tak mojej ukochanej klasycznej elegancji już nieco mniej. Ale koniec tego narzekania, od czasu do czasu uda mi się coś upolować, więc postanowiłam się tym z Wami podzielić.
Zaczynamy od ideału, czyli od butów, których szukałam chyba od jesieni. Klasyczne, czarne, na słupku. Bez żadnych niepotrzebnych ozdobników. Na początku byłam trochę zła, że mają wmontowaną z tyłu lakierowaną skórę, ale w końcu przypomniałam sobie, że jednak nie stylizuję się na międzywojnie, więc trochę nowoczesności może się przydać. Buty kupiłam w Gino Rossi, chodzę w nich już od miesiąca i jestem zachwycona. Totalnie uwielbiam słupki, ponieważ są bardziej stabilne od szpilek i nie wyglądam w nich jak chorągiewka na wietrze. Dzięki temu, pomimo że buty są bardzo wysokie, chodzi się w nich wygodnie i łatwo. Poza tym mają przepiękne zaokrąglone noski. Jestem naprawdę zakochana, gdybyście widziały gdzieś identyczne w kolorze nude (matowa skóra, słupek, okrągłe noski), to koniecznie dajcie mi znać.
Druga rzecz to torebka. Śmieszna sprawa, bo znalazłam ją pewnej nocy, wpisując uparcie w wyszukiwarkę hasło „eleganckie torebki”. Kiedy trafiłam na torebki marki Nucelle, od razu szybciej zabiło mi serce (ach, ten romantyzm wpisów o wydawaniu pieniędzy). Tę czarną dodałam do koszyka w zasadzie bez zastanowienia, ponieważ spełnia dwa moje podstawowe założenia: jest elegancka, a do jej środka mieści się power bank… i szczotka do włosów, kosmetyczka, portfel, zapasowe rajstopy, telefon, klucze do domu, chusteczki oraz wiele, wiele innych rzeczy, z którymi po prostu czasami muszę wyjść z domu, a nie mam ochoty psuć swojego klasycznego wyglądu torbą-workiem. Poza tym jest bardzo dobrze wykonana i wierzę w to, że posłuży mi przez lata.
Zarówno torebkę, jak i buty mogliście już zobaczyć w stylizacji z zieloną sukienką.
Ostatnia rzecz to moja słabość – bransoletki. Tę akurat dostałam od Mamy. Pochodzi ona z firmy Sence Copenhagen, ale uprzedzając Wasze pytania – jest dostępna w Polsce na Zalando i nawet w tym momencie jest przeceniona. U mnie w rodzinie istnieje taka niepisana tradycja, że większość prezentów, jakie dostaję na różne okazje, to biżuteria, która zostanie ze mną na lata. Na potwierdzenie tej tezy mogę zapewnić, że zegarek z komunii noszę cały czas (na przykład jest na głównym zdjęciu w tym wpisie). Wracając do bransoletki, podoba mi się, że jest taka trochę niedzisiejsza – nieco babcina, bardzo elegancka, a na pewno zupełnie inna niż modne obecnie koraliki i sznurki. Marzy mi się jeszcze ten pierścionek do kolekcji. Czuję, że również zostałby ze mną na długie lata, a takie przedmioty lubię najbardziej.
To tyle ode mnie dzisiaj. A Wam udało się ostatnio kupić w sklepach coś klasycznego?
Pingback: Bordowa sukienka w letniej stylizacji | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()