Ponte Luis I, łączący brzegi rzeki Douro to najbardziej charakterystyczny punkt Porto. Most ma dwie kondygnację z których roztacza się niezapomniany widok na miasto. Wieczorem Luis I jest pięknie oświetlony i chętnie fotografowany przez turystów. Jeżeli jednak ktoś na stałe mieszka w Porto to pewnie traktuje most tak jak rzymianie Koloseum – taka tam budowla na środku miasta.
Z której można skoczyć do rzeki.
Na dwa sposoby.
Sposób I
Można się do tego przygotowywać. Umówić się z chłopakiem, że w 10 rocznicę pierwszej ranki albo z okazji urodzin zrobi się coś szalonego. Można stanąć razem na metalowej konstrukcji i ustalić kolejność. Najpierw on, potem ona.
On skoczył szybko i pewnie. Gdyby nie tłum bijących brawo gapiów pewnie w ogóle nie zauważyłam, że ktoś wylądował właśnie w rzece.
Ona nie może się zdecydować. Z daleka widać po niej, że jest pewna siebie i prędzej czy później skoczy, ale najpierw musi wymęczyć turystów i kazać im pół godziny na to czekać.
Razem z nią stoi ich wspólny przyjaciel, który ciągle ją motywuje i rozwiewa jej wątpliwości.
Jak myślicie, skoczyła?
Nad mostem ciągle latał helikopter.
O, a to w ogóle most z dołu.
Drugi brzeg Douro widziany z tego miejsca, z którego miała skakać.
Widok z mostu na wprost też niczego sobie. Słońce świeciło śmiało.
Okay, nie trzymam Was dłużej w niepewności.
Skoczyła.
Kiedy razem z chłopakiem, który cały czas czekał na nią na dole, wracali w stronę miasta, dostali ogromne brawa. Widać było, że są szczęśliwi bo pokonali strach i zrobili razem coś co zapamiętają na całe życie.
Sposób II
Można też wziąć dwóch kumpli i podwiesić się po zewnętrznej stronie mostu. To słuszna decyzja, bo lepiej ich stamtąd widać niż gdyby stanęli na moście.
A więc można się podwiesić i krzyczeć przez 15 minut:
„Give me money!!!”
Akurat tym razem nikt im nie zapłacił.
Zeszli z mostu i poszli na piwo na kasę z poprzedniego skoku.