Jedyny olej, który poprawił kondycję moich włosów o 300% już po pierwszym użyciu.
Nie wiem jak Wy, ale ja już powoli przygotowuję się do wiosny. W życiu nie czułam się taka zmęczona jak po tegorocznej zimie, dlatego chcę o niej jak najszybciej zapomnieć. Wolałabym nie witać pierwszych promieni słońca z podkrążonymi oczami, cerą w kolorze ziemniaka, sianem na głowie i skórą wyschniętą na wiór, dlatego zabrałam się już za odgruzowywanie.
W związku z tym wyciągnęłam z szuflad kilka lekko przykurzonych kosmetyków, których nie do końca chciało mi się używać przez ostatnie tygodnie (przecież w zimę jest ciemno, kto będzie patrzył, jak wyglądam), i ustawiłam je sobie w widocznym miejscu, żeby pamiętać o ich regularnym stosowaniu (polecam – takie wystawki może nie wyglądają super, ale są bardzo skuteczne).
Dzięki temu zorientowałam się między innymi, że zapomniałam Wam napisać o jednym z moich odkryć – oleju z nasion bawełny. Już przechodzę do rzeczy.
Olej z nasion bawełny powstaje w wyniku tłoczenia na zimno nasion bawełny indyjskiej. Cechuje go głównie zawartość nienasyconych kwasów tłuszczonych, takich jak linolowy i oleinowy.
Lista jego zastosowań, jak na olej przystało, jest dość długa. Poleca się go głównie do pielęgnacji skóry wrażliwej i alergicznej (regeneracja, działanie przeciwzapalne, przeciwalergiczne, poprawa elastyczności) oraz suchych włosów i rozdwajających się końcówek.
U mnie okazał się hitem ratującym właśnie zaniedbane końcówki. Przed pójściem spać nałożyłam go od połowy włosów w dół, szczególnie pilnując, żeby dokładnie pokrył ostatnie centymetry. Rano umyłam głowę tym szamponem co zwykle, dodatkowo nałożyłam na 2-3 minuty odżywkę i wysuszyłam włosy. Spodziewałam się puszenia w duecie z sianowatymi strąkami, bo to właśnie trapi mnie najczęściej, kiedy nie panuję nad regularną pielęgnacją. Ku mojemu zdziwieniu włosy okazały się gładkie, nawilżone i elastyczne. Do saaaaamego końca, czyli włącznie z najbardziej przesuszonymi ostatnimi centymetrami.
Wszystkie oleje, których używałam do tej pory (ich recenzje możecie przeczytać tutaj), miały znacznie mniejszy efekt wow po pierwszym użyciu. Zbliżony do niego był tylko migdałowy, ale pamiętam, że jego działanie też zauważyłam dopiero po kilku zastosowaniach.
Oczywiście olej z nasion bawełny również wymaga systematyczności, więc polecam używanie go co 2-3 mycia, ale bardzo cieszy mnie to, że efekt widać od razu.
Buteleczka, którą widzicie na zdjęciach (30 ml), kosztuje około 13 zł i starcza na miesiąc, -a nawet dwa miesiące regularnego olejowania włosów.
Ode mnie to tyle! Nie dajcie się końcówce zimy. Maj już blisko! Naprawdę! Idę odliczać! Albo spać… cokolwiek – ważne, że z ładnymi włosami.
Spodobał Ci się ten wpis? Kliknij lubię to!