Jeżeli czytacie mojego bloga od dawna, to wiecie, że kiedyś nie byłam zwolenniczką malowania paznokci i stawiałam głównie na bezbarwne odżywki. Jednak jakiś czas temu polubiłam kolorowe lakiery. Obecnie z przyjemnością maluję paznokcie na różne odcienie czerwieni lub beżu. Niestety czasem stwarza to problemy. Większość lakierów utrzymuje się na moich paznokciach bardzo krótko. Trzy dni to naprawdę maksimum wytrzymałości dla 90% produktów. Okropnie mnie to denerwuje, bo prowadzę bardzo szybkie życie i najzwyczajniej w świecie nie mam czasu tak często malować sobie przez pół godziny paznokci, a potem kolejne pół godziny czekać, aż wyschną.
Nadzieję przyniosło masowe pojawienie się hybrydy. Niestety, jak to pisała Agnieszka Osiecka: „co mnie zabija to nadzieja”. Okazało się, że moje paznokcie nie pokochały się z hybrydą. Ona je strasznie niszczyła, a one odwdzięczały się jej za to szybkimi odpryskami. To był związek bez żadnych szans na przyszłość. Trzeba było się szybko rozstać.
Na szczęście rynek szybko ewoluuje i hybryda została zastąpiona czymś innym – lepszym, wygodniejszym i bardziej dostępnym.
Dlatego cieszę się, że dzisiaj na blogu gościmy firmę Sally Hansen, której lakiery miałam przyjemność w ciągu ostatnich tygodni testować.
Czym się różni Miracle Gel Sally Hansen od hybrydy wykonywanej w salonie?
1. Można go nałożyć w domu.
2. Nie wymaga użycia bazy.
3. Nie potrzebujemy do niego lamp LED/UV.
4. Jest znacznie tańszy (ok. 34 zł).
5. Można go zmyć zwyczajnym zmywaczem w domu.
Co upodabnia Miracle Gel Sally Hansen do hybrydy wykonywanej w salonie?
1. Trwałość lakieru (do 14 dni).
2. Piękna głębia i blask kolorów (12 odcieni)
To jest naprawdę proste i zajmuje znacznie mniej czasu od hybrydy. Wystarczy nałożyć jedną warstwę lakieru, chwilkę odczekać, aż wyschnie, później nałożyć drugą, następnie za pomocą Top Coat utrwalić manicure, odczekać 10 minut (poważnie – całość schnie 10 minut) i gotowe. Nie potrzebujemy bazy oraz lampy (lakier utwardza się sam pod wpływem światła słonecznego) i nie musimy czekać pół godziny, żeby przypadkiem nie popsuć sobie efektu. Tak jak wspominałam wyżej – całość usuwa się zwykłym zmywaczem.
Odcienie też są piękne – ja zakochałam się w tej brzoskwini, będę ją z przyjemnością nosić do swojej bordowej sukienki.
Cieszę się, że lakiery ewoluują w tę stronę. Skoro człowiek potrafi polecieć w kosmos, to naprawdę nie ma żadnego powodu, żebyśmy spędzały dwie godziny tygodniowo na malowaniu paznokci, a potem jeszcze męczyły się ze zmyciem lakieru. W tym czasie lepiej zająć się podbijaniem świata. Gotowe? To do dzieła! Tylko najpierw dajcie znać w komentarzach pod wpisem, jakie kolory na paznokciach najbardziej lubicie.
Ps. Skoro już jesteśmy przy lakierach, to chciałabym zwrócić Waszą uwagę na akcję „Wzór do naśladowania” którą wspiera Sally Hansen. Chodzi o to żeby namalować sobie na paznokciu znak „&”. W ten sposób możemy wspierać walkę z rakiem krwi. Jak? Na pewno ktoś się zainteresuje tym niespotykanym często wzorem i zapyta co on znaczy. Wtedy możemy w naturalny sposób opowiedzieć o akcji, która ma na celu zachęcić jak najwięcej osób do rejestracji w bazie dawców fundacji DKMS (Baza Dawców Komórek Macierzystych). Więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj: http://www.wzordonasladowania.pl
Tak jak pisałam wcześniej – działajmy, również pomagając innym podbijać świat!
zdjęcia: Magdalena Hanik, miejsce: Tekstura