Przyznaję się bez bicia, że był taki moment w 2016 r., kiedy ogłosiłam, że moim zdaniem konferencje dla blogerów niedługo nie będą mały sensu. Dlaczego? I czy nadal tak twierdzę? Już wyjaśniam.
W „zebraniach” blogosfery uczestniczę aktywnie w zasadzie od początku, bo od pięciu lat. 1 czerwca 2012 r. pełna stresu poszłam na spotkanie zorganizowane przez Ilonę Patro. Nie znałam nikogo, nikt nie znał mnie. Ale wzięłam aparat i napisałam z tego wieczoru notkę na bloga. Wszyscy chyba wtedy napisaliśmy. Naprawdę warte odnotowania wydarzenie. Dziesięć osób z internetu zarezerwowało dwa stoliki w prawdziwym świecie i wypiło razem kilka piw.
Od tamtej pory wzięłam udział w setkach takich spotkań oraz w dziesiątkach konferencji. I to właśnie o tych drugich chciałam dziś napisać. Przez dwa lata podczas takich wydarzeń byłam słuchaczem, od trzech mam przyjemność również być prelegentką.
Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, ale w związku z powyższym akapitem – gdzieś tam byłam, coś tam słyszałam, więc się wypowiem – pokuszę się o stwierdzenie, że rok 2016 w blogosferze trochę przespaliśmy. Blogi jako platformy znacznie (z n a c z n i e) straciły na znaczeniu. Okazało się, że więcej zarabia się, robiąc dramy na Snapie niż dyskutując o tym, który szablon wybrać. A zdjęcia to generalnie lepiej wrzucać na Instagram, chociaż w sumie może trzeba by było ogarnąć YouTube’a, bo chyba tam się wszyscy przenieśli. Tylko jak się do tego zabrać?
Blogosfera moim zdaniem w ubiegłym roku była podobna do końca imprezy. Czwarta rano, bawimy się resztkami sił, trochę się pląsamy, gdzieś tam podskoczymy, ale generalnie grubo już było, teraz pora iść spać.
Miałam takie straszne wrażenie, że utknęliśmy. I o ile kilka lat wcześniej wychodziłam z konferencji z głową pełną pomysłów, o tyle wtedy powoli zaczynałam uważać, że ten rodzaj spotkań chyba zaraz powinien się skończyć, ponieważ nie dzieje się nic nowego, a wszyscy ciągle mówią to samo. Wałkujemy wciąż i wciąż podobne tematy, a nic z tego nie wynika.
W swojej krótkiej karierze naukowej dość intensywnie uczestniczyłam w konferencjach organizowanych przez uniwersytety i doskonale zdaję sobie sprawę, że przez wiele lat można omawiać te same definicje, a nauka będzie stała w miejscu. Bo w działaniu nie o definicję chodzi. A ja lubię działanie.
Na szczęście okazuje się, że chwilowy przestój to czasem tak naprawdę tylko branie rozpędu. W ubiegły weekend miałam przyjemność prowadzić warsztaty z budowania marki podczas Blog Conference Poznań. Wysłuchałam znacznej większości prelekcji i mogę odwołać to, co pisałam w pierwszym akapicie. Po sennym 2016 r. zaczynamy się budzić. Znaleźliśmy miejsce dla siebie – i to nie jest Instagram, YouTube ani Snapchat, tylko biznes.
I chociaż zabieramy się do czegoś, czego wszyscy uczymy się od zera, to zaczynam dostrzegać w nas taki sam entuzjazm, jaki widziałam kilka lat temu, kiedy ktoś odkrył kafelki (taki rodzaj szablonu, może pamiętacie). Ja wiem, że mówienie w blogosferze wprost o zarabianiu nie jest w najlepszym tonie, ale weźcie pod uwagę jedno. Większość z nas zaczynała, kiedy była na studiach – teraz mamy po 30 i więcej lat. Gdybyśmy zatrzymali się na etapie wybierania kolorów do szablonu na bloga, to byłoby naprawdę słabo. Tymczasem my wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Nie siedzimy i nie czekamy, aż ktoś nam przyśle dary losu, tylko zakładamy własne firmy, wymyślamy produkty, zatrudniamy ludzi i wciąż uczymy się nowych rzeczy. Czy kilka lat temu ktoś z nas myślał o kursie online? O otworzeniu własnego butiku? O wydawaniu samodzielnie książek?
Owszem, blogi straciły na znaczeniu, ale myślę, że między innymi właśnie dzięki konferencjom i temu, że regularnie się spotykamy, udało nam się znaleźć dla siebie inną drogę. Przy tym najważniejsze jest to, by nadal robić to, co się kocha, działać po swojemu i mieć z tego ogromną satysfakcję. A przecież w życiu chodzi o to, żeby mieć fun! Bez tego nie dalibyśmy rady działać w blogosferze tak długo i wciąż wszystkiego zmieniać, poprawiać oraz wymyślać na nowo.
PS I jeszcze taki wątek organizacyjny. Podbijam pomysł Michała Góreckiego, który pisze o tym, żeby w trakcie konferencji planować więcej trwających równolegle wyspecjalizowanych bloków, zwłaszcza warsztatowych. Zaczynamy robić tak różne rzeczy, że jeśli mamy się szybko rozwijać, to musimy uczyć się tego, co jest nam potrzebne, a nie wszyscy tego samego.