I nie chodzi wcale o słodkie, różowe kolczyki w kształcie ciasteczek.
Od naprawdę długiego czasu szukam idealnej zawieszki w kształcie wąskiej czerwonej papryczki. Peperoncino to moja ulubiona przyprawa do wszystkich włoskich dań. I nie, nie da się jej zastąpić wylewając na pizze pół butelki tabasco.
Wracając do zawieszki – większość, które udało mi się znaleźć miała niestety w sobie coś z tandety. Czerwony był za bardzo czerwony i strasznie się błyszczał. Czasem połączony był z zielonym, więc mogłabym to nosić tylko podczas grudniowych świąt. Ewentualnie w wersji na bogato papryczka wyposażona była w mały diamencik. Raz nawet zebrałam się w sobie i kupiłam model, który mniej więcej mi odpowiadał. Na stronie internetowej zawieszka wyglądała jak miniaturowa czerwona papryczka. Przyszedł, również miniaturowy, ale niestety różowy kieł. Postanowiłam się nie poddawać i nosić go do letnich stylizacji. Szybko jednak zostałam obśmiana przez koleżankę i kieł sam gdzieś zaginął. Uff.
Dlatego kiedy krążąc po outletach zobaczyłam tę srebrną truskawkę od razu wiedziałam, że musi być moja. Bez zbędnej filozofii – jest coś pięknego w tym, że ona nie jest czerwona ;)
ps. W najbliższym czasie planuję bardzo fajny konkurs na blogu. Jeżeli nie chcecie go przegapić możecie dopisać się do newslettera :)