„Udało mu się”, „miał farta”, „wstrzelił się”, „rodzice mu pomogli”, „dobrze wyszła za mąż” – znamy naprawdę setki powodów, dzięki którym inni ludzie osiągnęli sukces.
Niestety teraz nie nastąpi zdanie, którego się spodziewasz. Nie napiszę, że ludzie wszystko osiągają tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy, a my takim gadaniem po prostu im zazdrościmy.
Większość, owszem, osiąga sukces dzięki ciężkiej pracy, ale najczęściej jest ona połączona z przypadkiem. Gigantycznym przypadkiem, który dotyczy nas wszystkich, ale po prostu nie zauważamy jego znaczenia i nie potrafimy go wykorzystać.
„Nie konieczność, ale przypadek ma w sobie czar”
pisał Milan Kundera w „Nieznośnej lekkości bytu”.
Na pewno zgodziłby się z nim Malcolm Gladwell, który w książce „Poza schematem” analizuje historie rodzinne, wpływy kulturowe i pochodzenie osób, które osiągnęły w życiu sukces. Odkrywa dzięki temu, jak wiele karier nie zależało od samych zainteresowanych, ale rzeczy, na które oni nie mieli wpływu.
Po przeczytaniu książki Gladwella nie sposób nie pomyśleć o sobie – a co by było, gdybym urodził się w innym miejscu, kraju lub rodzinie… Czy przypadek może być czymś, co zdeterminuje całe nasze życie?
Mam dla Was dwa przykłady z książki i analogiczny trzeci, wyszukany przeze mnie w Polsce.
1. Sport – miesiąc urodzenia – dostępność boisk
Jeżeli urodziłeś się w Kanadzie i chcesz zarabiać na życie, grając w hokeja, to lepiej, żebyś zdmuchiwał kolejne świeczki z tortu w pierwszej połowie roku, przy czym preferowane miesiące to styczeń i luty. To nie jest wiedza magiczna, tylko statystyczna. Zobaczcie, jak wyjaśnia to Gladwell:
„Po prostu w Kanadzie datą graniczną dla kolejnych grup wiekowych w ligach hokejowych jest 1 stycznia. To znaczy, że dziecko może grać w lidze dziewięciolatków, jeśli w dniu 1 stycznia ma jeszcze dziewięć lat. Tak więc chłopiec, który już 2 stycznia rozpoczyna dziesiąty rok życia, może grać z dzieckiem, które dopiero w grudniu skończy dziewięć lat, a w tym wieku różnica dwunastu miesięcy przekłada się na ogromną dysproporcję w dojrzałości fizycznej.”
W Kanadzie trenerzy wyławiają przyszłych hokeistów właśnie na przełomie ich dziewiątego i dziesiątego roku życia. Próg wejścia do tej dyscypliny jest wyższy niż na przykład w przypadku koszykówki ze względu na znacznie mniejszą liczbę boisk. Po prostu nie wszyscy mogą trenować. Dlatego wcześnie trzeba wybrać najlepiej rokujących zawodników. Kluczowy jest tutaj często wzrost graczy – tych wyższych uważa się za bardziej obiecujących. Poza tym często starsze dzieci mają lepszą koordynację ruchów. Wybrane wyższe i starsze dziecko (czyli, najczęściej, urodzone w styczniu lub lutym) trafia do lepszej drużyny, trenuje z lepszymi trenerami oraz bardziej regularnie niż jego młodsi i niżsi koledzy. Dzięki temu kiedy osiągnie wiek trzynastu-czternastu lat, będzie miało większe szanse trafić do ligi hokeja juniorów, a później zostać zawodowym graczem.
Przypadek, prawda? Żadne z tych dzieci przecież nie planuje daty swoich urodzin.
2. Praca – kryzys – wojna
Lewis Terman, naukowiec, który wprowadził termin IQ oraz dziekan katedry psychologii na Uniwersytecie Stanforda, prowadził kiedyś badanie, w którym śledził losy dzieci o wysokim ilorazie inteligencji urodzonych między 1903 a 1917 rokiem. Poza oczywistym wnioskiem, że większe sukcesy osiągnęły dzieci z lepiej sytuowanych rodzin (właściwie to kolejny przypadek – rodziców się nie wybiera), odkryto również inną zależność:
„Osoby urodzone po 1912 r. – powiedzmy w 1915 r. – kończyły uczelnie po wygaśnięciu najgorszej fali kryzysu i zostały powołane do służby wojskowej w wystarczająco młodym wieku, by wyjazd na front na trzy lub cztery lata nie wpłynął zbytnio na porządek ich życia (…). Dzieci urodzone przed 1911 r. kończyły studia w samym szczycie kryzysu, kiedy perspektywy zatrudnienia były marne. W chwili wybuchu drugiej wojny światowej ci mężczyźni byli już po trzydziestce, co oznaczało, że wcieleni do wojska musieli przerwać kariery zawodowe.”
Czy mamy wpływ na kryzys, rynek pracy albo wojnę? To po prostu przypadek.
3. Aktorstwo – wyjście z domu – koleżanka
Być może słyszeliście o tym, że Krystyna Janda za pierwszym razem nie poszła wcale do szkoły aktorskiej, żeby do niej zdawać. Po prostu towarzyszyła swojej koleżance, a kiedy ta się nie dostała, Janda zrobiła dziką awanturę. Profesorowie zachęceni jej temperamentem (i nogami) polecili Jandzie, żeby przyszła na egzamin za rok. Tak zrobiła, a jak to się skończyło, to już sami wiecie.
Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby koleżanka Jandy nie chciała zdawać do tej szkoły? Albo gdyby Janda z nią tam nie poszła, bo, przypuśćmy, akurat tego dnia byłaby chora? Kto by był Agnieszką, Shirley, Marią, Danutą i setką innych kobiet? Kim by była Janda? Urzędniczką?
Czy ona sobie zaplanowała, że jej koleżanka obleje egzamin? Albo że w ogóle będzie zdawać do szkoły teatralnej? Przecież równie dobrze mogła kolegować się z kwiaciarką. Aspiracje zawodowe koleżanki to przypadek.
Kto z nas ma wpływ na datę urodzenia, wybuch wojny albo egzamin znajomego?
Nikt.
To wszystko przypadek.
I teraz najważniejsze – co z tego wszystkiego wynika?
Możesz oczywiście usiąść i się załamać. Bo sąsiadka urodziła się w lepiej sytuowanej rodzinie, niespodziewanie dostała spadek, z którego opłaciła sobie trzy kierunki studiów, wakacje od pierwszego miesiąca życia spędza za granicą, więc włada pięcioma językami, przypadkiem kiedyś upadła jej na ulicy teczka, podniósł ją właściciel wielkiej firmy i zaproponował etat, zdobyła tam doświadczenie, następnie wyszła za niego za mąż, a teraz tylko siedzi i wrzuca zdjęcia z Tajlandii na Facebooka.
To co w takim razie z ta ciężką pracą? Czy inni mają się zaharowywać na śmierć, a i tak nic im z tego nie przyjdzie? Bo urodzili się w mniej majętnej rodzinie, w czasach kryzysu albo nie wyłowił ich z tłumu łowca twarzy?
Odpowiedź nie jest prosta.
Otóż nie ma jednej drogi do sukcesu.
Ciężka praca to coś, co zależy tylko od nas, dlatego nie warto jej negować i machając szabelką wykrzykiwać, że świat jest niesprawiedliwy.Warto zadbać o to, żeby udało nam się połączyć pracę z przypadkiem. Jak to zrobić?
Na pewno nie siedząc i marudząc, że ktoś ma farta, a my nie. Spróbujcie sami się zastanowić, jak z tego wybrnąć – ciekawa jestem, co wymyślicie.
Moją odpowiedź na to pytanie poznacie w kolejnym wpisie. Zapraszam na bloga w czwartek wieczorem.
Ciekawy post? Kliknij lubię to i podziel się z innymi. Dzięki!
Pingback: Jak prowokować przypadki i czerpać z tego korzyści dla swojej kariery? (#przypadek2)()
Pingback: Ikony stylu – Twiggy | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()