Przy okazji pisania wczorajszej notki o siemieniu lnianym na słodko trafiłam na jakieś forum, którego głównym tematem było odchudzanie się poprzez jedzenie siemienia lnianego. Jedna z forumowiczek pisała, że pije codziennie łyżkę siemienia zalanego wodą, bo, cytuję: „może jej spadnie”. Nie chciało mi się zakładać konta żeby wyprowadzać ją z błędu. Przynajmniej włosy będzie miała ładniejsze.
Jedna fascynuje mnie to jakim cudem w XXI wieku niektórzy próbują nadal odchudzać się poprzez takie dziwne metody. Pisałam już kiedyś o tym, że głodówki wracają do łask. Lenistwo również górą. Siemię lniane w ogólnym rozrachunku wyjdzie na zdrowie nawet jeśli jakimś magicznym sposobem nikt dzięki niemu nie schudnie. Dalej jest jednak znacznie gorzej. Mało komu chce się wstać i pójść poćwiczyć, albo zmienić swoje nawyki żywieniowe na stałe. Lepiej próbować cudownych sposobów. W Internecie jest mnóstwo takich dziwacznych porad, dzięki którym schudniemy bez wstawania z kanapy.
Wśród tych pomysłów królują takie kwiatki (kolejność przypadkowa, niektóre rzeczy są straszne, innej mniej, ale stanowczo odradzam wszystkie):
1. Jedzenie przez 2 tygodnie tylko gorących kubków, a w międzyczasie jeżdżenie na rowerku stacjonarnym minimum 2-3 godziny dziennie.
2. Łykanie tabletek, które mają spalić nam cały tłuszcz podczas kiedy my oglądamy telewizję (plus do tego przykłady forumowiczek, które w ten sposób schudły 10 km kg w miesiąc, yhm…). Rok temu mega popularny był jakiś sprowadzany z USA środek spalający tłuszcz, który powoduje, że organizm gotuje się od środka. Znane są przypadki śmierci po łykaniu tego świństwa, a ludzie nadal na forach zostawiają ogłoszenia w stylu””kupię to na własną odpowiedzialność”. Aż brak słów.
3. Wsmarowywanie sobie w różne miejsca kremów spalających tkankę tłuszczową. Oczywiście bez żadnych ćwiczeń. O ile faktycznie zgodzę się z tym, że tego typu produkty fajnie wygładzają skórę, to szczerze wątpię żeby ktoś stracił przez nie jakieś centymetry.
4. Pilnowanie kalorii…w płynie. To był kiedyś chyba mega popularny trend w USA. Dziewczyny obsesyjnie liczące kalorie pomijały posiłki po to żeby po pracy móc iść na drinka i nadal mieścić się w dziennym limicie kalorycznym
5. Diety polegające na jedzeniu przez kilka dni tylko i wyłącznie jednego produktu: samej zupy z kapusty, samego bulionu z pora albo samych herbatek ziołowych. Ewentualnie picu samych soczków jeśli ktoś chce być jak Doda.
6. Połykanie jajeczka tasiemca – pozostawię to bez komentarza.
7. Pomijanie większości posiłków w ciągu dnia – jest to ulubiona dieta nastolatek. Rano nie jestem głodna, w szkole kanapki do kosza, na obiad mało, bo najadłam się przecież w szkole, a na kolację to już niezdrowo.
8. Jedzeniem w ciągu dnia tylko jabłek, jogurtów i gumy do żucia – dieta prosto z polskich gimnazjów, czyli jak wygrać klasowe zawody w odchudzaniu. Porażka na całej linii.
9. Ćpanie narkotyków – sposób przekazywany sobie pocztą pantoflową przez licealistki. Prawdę mówiąc jak się o tym dowiedziałam to parsknęłam śmiechem. Czegoś równie głupiego nie da się po prostu wymyślić. Przestałam się śmiać kiedy moja znajoma uświadomiła mi, że to jest bardzo popularne wśród dzisiejszych nastolatek.
10. Jedzenie wacików – myślicie, że to dowcip o modelkach z lat 90? Współczesne nastolatki nadal na tym lecą.
Nie, nie róbcie tego. Nie pomoże. Idźcie lepiej pobiegać, makaron zamieńcie na kaszę i przestańcie wreszcie podjadać. Mogę Wam dać 100% pewności, że to zadziała. W przypadku większych trudności po prostu skonsultujcie się z lekarzem.