Czyli jednak nie jest tak źle z tym minimalizmem.
Niedawno pisałam Wam o moich poszukiwaniach minimalistycznego łańcuszka. Kiedy go kupiłam uświadomiłam sobie, że przecież jakoś w sierpniu dorwałam w COS bransoletkę, która do niego idealnie pasuje. A i sama całkiem nieźle wygląda z delikatnymi, letnimi sukienkami.
Ops, chyba pomyliłam pory roku. Nieważne :) I tak muszę o tej bransoletce napisać, ponieważ chciałam napisać o samym sklepie. COS to dla mnie wielka zagadka. Z jednej strony nadmarka H&M, a z drugiej rzeczy, które nie są w stylu sieciówek. Z jednej strony poliester, a z drugiej czysta wełna. Z jednej strony ubrania, które w większości wyglądają na mnie fatalnie, a z drugiej…sklep w którym do upadłego przymierzam ( i nawet czasem wychodzę z zakupami: np. tu i tu można na nie zerknąć ) sukienki.
Nie wiem czy bardziej mnie wkurza to, że często spędzam tam godzinę wychodząc z niczym czy raduje fakt, że wreszcie znalazłam swoje miejsce w którym jest dużo ubrań bez wzorków i biżuteria bez czaszek. Oczywiście nie mogę się doczekać grudniowych przecen na Mysiej, bo tym razem chciałabym zapolować na kobiecy garnitur i koszulę z jedwabiu w kolorze kości słoniowej. Zobaczymy czy się uda. Tymczasem zostawiam Was z bransoletką. Uprzedzając pytanie – wydaje mi się, że kosztowała około 45 zł. Dwa tygodnie temu była jeszcze dostępna w sklepie.