Blogowanie umożliwiło mi już wiele fantastycznych rzeczy, ale ta jedna przebija je wszystkie!
Zostałam wczoraj zaproszona na przedpremierowy pokaz nowego filmu Quentina Tarantino. Brzmi normalnie, prawda? Nuuuudy, znowu pokaz dla blogerów.
Co prawda żeby go zobaczyć musiałam pojechać do Krakowa, ale przy okazji mogłam poćwiczyć fotografię w innym mieście niż wykadrowana już w każdy poznany przeze mnie sposób Warszawa, więc jakoś specjalnie nie marudziłam.
Nie da się też ukryć, że zachęciła mnie formuła samej premiery. Otóż dystrybutorzy nowego dzieła Tarantino postanowili na początek w ogóle pominąć promocję w mediach i postawili na same blogi. Muszę przyznać, że to dość odważny krok, ale w kontekście mojego ostatniego marudzenia na arcynudne informacje prasowe wysyłane przez teatry, brzmi po prostu cudownie.
Nie jestem hejterem starych mediów i nie będę teraz ogłaszać, że trzeba przestać reklamować się w gazetach. Wszystko zależy od odbiorcy. W przypadku tajemniczego, moooocno przedpremierowego pokazu Tarantino wpuszczenie na salę kinową blogerów, którzy natychmiast rozniosą informację po sieci jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę.
Zwłaszcza, że ja zupełnie nieprzypadkowo znalazłam się na tym pokazie. Otóż w Kill Bill 3 maleńką, epizodyczną rolę gra….badum tsss…nie, nie chodzi o Krystynę Jandę. Jaka polska aktorka pasuje Wam do Tarantino? Bo mi tylko jedna – Magdalena Cielecka!
Totalny odjazd. Nie zdradzając fabuły mogę tylko napisać, że Cielecka nigdy nie wyglądała tak kobieco, ekscentrycznie i jednocześnie tajemniczo. Nie wiem czemu nie mamy w Polsce takich reżyserów jak Tarantino. W zasadzie w podobnej roli mógłby ją obsdzić tylko Smarzowski, ale pewnie wcisnąłby jej kieliszek wódki do ręki, co już pasuje do niej jak pizza do bigosu.
A sam film? Wiecie, że daleka jestem od pisania długaśnych recenzji, które przy pomocy słownika wyrazów obcych streszczają to co zobaczyłam. Mistrzostwem świata jest dla mnie coś co w recenzjach jest pomijane, czyli muzyka Daft Punk – będziemy mieli kolejny hit, jak nie hity lata. Co ja piszę – epoki, a nie lata.
O ile nie jestem wielką psychofanką Tarantino, to doceniam jego twórczość i miłość do Cieleckiej.
Heh, dobra – koniec owijania w bawełnę. Film jest obłędny! To prawdopodobnie pierwszy raz w historii kina kiedy udało się trzeci raz odgrzać tego samego kotleta i nadal nikt się nim nie udławił.
Akcja dzieje się już 20 lat po Kill Bill 3, Uma jest pannicą lekko podstarzałą (Cielecka wygląda o niebo lepiej, heh), ale nadal pełną werwy. Wątek z zemstą ….(a nie zdradzę Wam) jest napisany chyba przez najlepszych scenarzystów na świecie, tak dobrych dialogów nie ma czasem w najlepszych sztukach teatralnych. Kropką nad „i” są sceny kręcone w Kongo – mistrzostwo czystych, klasycznych kadrów z niespodzianką w tle. Prawie nie ma się do czego przyczepić, chociaż kila scen na Grenlandii moim zdaniem jest za długich. Spokojnie można by było je w połowie ciapnąć i nikt by nie stracił, zwłaszcza że Cieleckiej akurat tam nie ma.
Napisałabym Wam coś jeszcze, ale po prostu każde zdanie, które tworzę zaczyna zdradzać najważniejszy element układanki, a nie chcę popsuć Wam zabawy. Totalnie musicie to zobaczyć!
Relację z wydarzenia znajdziecie też na blogu Stay Flay oraz Życie jest piękne. Bardzo fajnie było znów spotkać się z Jankiem oraz poznać Michała. Organizatorom serdecznie dziękuję za zaproszenie, było niesamowicie!
ps. Mogę Wam zdradzić, ze udało mi się przeprowadzić krótki wywiad z Magdaleną Cielecką, jak tylko skończę go przepisywać to na pewno wrzucę. A Wy dajcie znać czy wybieracie się do kina!
Pingback: 5 powodów, dla których warto obejrzeć "Kill Bill 3"()
Pingback: Wielkie piękno – tym razem prawdziwy film, który trzeba zobaczyć()