Słuch absolutny, czyli lekcja pokory

Lipiec 9, 2014

Nie ufam lekarzom.

To chyba za mało powiedziane.

Nie lubię lekarzy.

Nadal źle.

Obsesyjnie nie znoszę lekarzy. Mam ich za niedouczonych, leniwych, wypalonych przedstawicieli gatunku ludzkiego, którzy albo kasują forsę za prywatną praktykę, albo obijają się z kąta w kąt w państwowych szpitalach. W obydwu wypadkach nie wiedzą co ci jest, ale zawsze przepiszą antybiotyk.

Powiecie – są wyjątki.

Potwierdzam są. I gdyby profesor Szczeklik żył, to na pewno siedziałabym teraz w pociągu do Krakowa żeby spróbować poznać go osobiście.

Po książkę „Słuch absolutny” sięgnęłam bez większego przekonania. Czasem lubię coś przeczytać o wybitnych ludziach, więc mnie zainteresowała, ale prawdę mówiąc o Szczekliku dowiedziałam się pierwszy raz z okładki tej pozycji.

_MG_9195

„Słuch absolutny” to niedokończony (z powodu śmierci profesora) wywiad – rzeka, który Jerzy Illg, redaktor wydawnictwa Znak, przeprowadził z wybitnym krakowskim lekarzem, niezwykle inteligentnym oraz oczytanym człowiekiem – Andrzejem Szczeklikiem. Lista zasług i osiągnięć prof. Szczekilka jest szczegółowo wymieniona w książce, więc nie będę jej przytaczać, ponieważ jest stanowczo za długa. Wspomnę tylko, że był to w ostatnim dziesięcioleciu najczęściej cytowanym polski uczonym w międzynarodowych pracach naukowych dotyczących medycyny i biologii.

A poza tym świetnie grał na fortepianie, chodził po górach, przeczytał chyba całą najważniejszą literaturę światową i biegle posługiwał się zdobytą z niej wiedzą. Walczył (skutecznie) o granty, szkolił się w licznych międzynarodowych placówkach, był totalnie oddany swoim pacjentom, a nawet wstawił fortepian (sic!) do kliniki). O tym, że leczył same sławy od Mrożka, przez Miłosza do Piotra Skrzyneckiego, już nawet nie wypada wspominać, bo dla profesora nie było pacjentów bardziej i mniej znanych. Walczył o wszystkich.

Człowiek renesansu to chyba dla niego za słabe określenie.

Jerzy Illg postanowił przeprowadzić wywiad z profesorem Szczeklikiem ponieważ interesowała go jedna rzecz – jakim cudem on na to wszystko znajdował czas. Czy poza byciem wybitnym lekarzem posiadał również jakieś tajemne moce, które pozwalały mu rozciągać dobę do granic możliwości?

Chociaż w zasadzie odpowiedź na to pytanie pozostaje niejasna (Szczeklik musiał być po prostu idealnie zorganizowany), to sama książka jest obłędnie dobra. Ponad trzysta stron rozmowy wybitnych osobowości o życiu, filozofii i leczeniu przeplatana wspaniałymi anegdotami z młodości Szczekilka oraz wspomnieniami z czasów walki o lepsze lata dla kraju, medycyny, a na końcu dla siebie. Czytając „Słuch absolutny” miałam wrażenie, że Illg jest mną, bo kolejno zadawał Szczeklikowi dokładnie te pytania, które ja chciałabym mu zadać. Odkrywał krok po kroku tajemnicę Wielkiego Lekarza i jeszcze większego Człowieka.

Po skończonej lekturze od razu wstałam i poszłam czytać kolejną książkę. Szczeklik przez cały „Słuch absolutny” zdawał się między wierszami przekazywać najważniejszą myśl dla ludzkości:

Nigdy nie przestawajcie się doskonalić. Nie stójcie w miejscu, nie bądźcie zadowoleni z tego jak jest teraz, nie marnujcie czasu. Z pokorą przyjmijcie fakt, że jeszcze geniuszami nie jesteście i prawdopodobnie nigdy nie będziecie.

A poza tym bądźcie mili dla ludzi, działajcie zgodnie z własnym sumieniem i za każdym razem dawajcie z siebie wszystko.

 

Proste, prawda? Ciekawe komu się udaje.

 

Nie przegap kolejnego konkursu ani notki! Zapisz się na newsletter.