Bez względu na to, czym się zajmuję, cechuje mnie zawsze jedna rzecz – uporczywe wręcz dążenie do perfekcjonizmu.
Psychologiczne testy
Kiedyś na studiach przechodziłam test, który miał pokazać, w jakiej roli będę najlepiej czuła się w pracy. Mnóstwo jest teraz podobnych rzeczy w Internecie, ale kilka lat temu to była dla mnie zupełna nowość przywieziona przez mojego wykładowcę z USA. Teraz nie do końca wierzę w takie analizy, ale z tamtego okresu zapamiętałam dwie rzeczy.
- Mój wynik wskazywał na to, że wyspecjalizuję się w bardzo wąskiej dziedzinie i będę w tym temacie nie do przebicia.
- Wyszły mi skrajnie wysokie cechy przywódcze. Wykładowca twierdził, że robi ten test od wielu lat i nigdy nie widział tak wysokiego wyniku. Kazał mi go liczyć trzy razy, a na koniec uznał, że współczuje ludziom, którzy będą ze mną pracować, ale mi samej gratuluje, bo jest pewien, że za kilka lat bardzo dużo osiągnę.
Mimo tych wyrazów współczucia mnie samą wynik bardzo ucieszył. Niestety (włącznie z powodami współczucia) miał on pokrycie w rzeczywistości. Przy czym okazało się, że osobą, której najtrudniej się ze mną pracuje, jestem… ja sama.
Sam dla siebie jesteś najstraszniejszym szefem
Wynika to z tego, że kiedy ktoś wykona dla mnie jakąś pracę i zrobi to źle, to ja go mogę po prostu więcej nie zatrudniać. Natomiast kiedy ja zrobię coś, z czego nie jestem do końca zadowolona, to siedzę i to poprawiam. Nie jestem w stanie zaakceptować żadnego półśrodka. Na przykład robiąc zdjęcia, potrafię czekać kilkadziesiąt minut w jednym miejscu, żeby zmieniło się światło. Moje czarno-białe fotografie z Rzymu to efekt chodzenia w te same miejsca przez cztery dni z rzędu. Oczywiście w podlinkowanym przeze mnie poście jest też dużo spontanicznych zdjęć, ale żeby nauczyć się je robić, musiałam wcześniej skończyć dwa kursy fotografii. Bo przecież nie będę robić byle jakich zdjęć na bloga. Ponieważ ostatnio zaczęłam częściej pozować do sesji, to jednym z moich planów na lato jest kurs makijażu fotograficznego (bo przecież potrzebuję wizażu jak z Vouge). Otwarcie swojego sklepu przekładałam trzy razy, bo nie wszystko było tak, jak być powinno. A trzy miesiące później i tak w całości go przebudowałam (w związku z czym przez kilka tygodni prawie nie wychodziłam z domu, bo znaczną część rzeczy robiłam sama). Ponieważ zależy mi na najwyższej jakości dostarczanych produktów, w tym roku znaczną część budżetu na wakacyjne wyjazdy przeznaczam na odwiedzenie międzynarodowych targów tkanin.
I tak mam przez całe życie ze wszystkim, za co się zabieram. Potrafię każde swoje działanie podporządkować osiągnięciu idealnego efektu w tym, nad czym pracuję. Każde, czyli na przykład mogę świadomie na rok zrezygnować z 99% życia towarzyskiego. Bo tego wymagało ode mnie założenie firmy, w którą zainwestowałam gigantyczne pieniądze. I naprawdę nie robią na mnie wrażenia docinki znajomych, że nie mam czasu wyjść w piątek wieczorem z domu. Za to w wieku 27 lat mam zarabiającą na siebie firmę i plan rozwoju na kilka następnych lat.
Zapomnij o perfekcjonizmie, idź spać?
Dlaczego o tym piszę?
W ciągu ostatniego tygodnia trafiłam przypadkiem na kilka tekstów, które całkowicie dyskredytowały perfekcjonistów. Pisano o tym, że niczego w życiu nie osiągną, że wszystko im idzie powoli, że skupiają się na głupotach zamiast iść do przodu.
Mam wrażenie, że modnie jest teraz postrzegać perfekcjonizm jako negatywną cechę. Wraz z panoszącą się wszędzie modą na slow life ludzie mają coraz więcej usprawiedliwień dla swojego lenistwa. Ja niestety zupełnie nie mogę się z tym zgodzić, bo moim zdaniem prowadzi to do totalnego rozluźnienia podejścia do pracy i traktowania wszystkiego po macoszemu. To nie jest w moim stylu. Oczywiście nie można dać się zwariować, skrajny perfekcjonizm (wyniszczający psychicznie osobę i jej otoczenie) oraz skrajne bumelowanie (robienie wszystkiego byle jak, byle szybciej, byle zrobić) są równie złe.
Złoty środek
Ja jak zawsze staram się znaleźć złoty środek. Jestem osobą, która lubi pracować, mam ogromne ambicje i konkretne plany, które chcę zrealizować. Potrafię szlifować coś do doskonałości, a potem zamknąć się na tydzień na Mazurach, jeść, spać i bujać w hamaku.
Ale nie oddam swojego umiarkowanego perfekcjonizmu za nic w świecie i nie pozwolę sobie wmówić, że to zła rzecz, a perfekcjonista jest kiepskim pracownikiem. Nie wyobrażam sobie nie wkładać całej swojej energii i serca w rzecz, którą robię. Nie wyobrażam sobie robić czegoś na pół gwizdka albo pracować tylko na 50%, podczas kiedy wiem, że mogę na 100%.
Jestem młoda. Mam energię, mam czas, mam możliwości, mam pomysły. Wierzę w jakość, w ideały i w najlepsze możliwe rozwiązania.
Czasem bywa mi ciężko, nie wysypiam się i jestem zestresowana. Ale litości – życie to nie spacer po płatkach róż. Bywają dni sukcesu, kiedy można obsypać się brokatem i tańczyć do białego rana z radości, a bywają po prostu dni, kiedy trzeba przysiąść, zakasać rękawy i na ten brokat zapracować. Najlepiej jak umiemy.
Jedno wiem na pewno – nigdy nie będę sobie wypominać, że coś mogłam zrobić lepiej.
Szkoda życia na bylejakość.