Jak wspierać dziecko? Kup indeks albo zostań tutorem. Zrób coś!

Wrzesień 1, 2014

Dziś temat trochę nietypowy jak na mojego bloga, ale uznałam, że jest dla mnie ważny i chcę go poruszyć.

Chciałam Wam opowiedzieć o programie, który nazywa się AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI.

Jego celem jest pomaganie dzieciom, które potrzebują wsparcia w szkole ponieważ znajdują się w trudnej sytuacji materialnej albo rodzinnej.

Bo szkoła nie dla wszystkich to nowe piórniczki, kolorowe tornistry, sukcesy na akademiach, medale na zawodach i czerwone paski na świadectwie.

Rzeczywistość bywa bardziej brutalna niż ta którą oglądamy w serialach albo u sąsiada na podwórku.

Są dzieci, które potrzebują gigantycznego wsparcia, dużo motywacji i ciepła, bo po prostu sobie nie radzą. Przeczytajcie ich historie tutaj.

Trzeba im pomóc i możemy to teraz zrobić, więc do dzieła!

Co można zrobić?

    • AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI szuka tutorów dla dzieci– wszystkie informacje na ten temat znajdziecie tutaj. W skrócie – chodzi o wspieranie przez cały rok szkolny jednego, konkretnego dziecka.
    • Wpłacając pieniądze – dzięki nim Akademia będzie mogła dalej wyrównywać szanse edukacyjne dzieci (pieniądze potrzebne są na szkolenia dla tutorów, wydarzenia dla dzieci itp.)
    • Kliknąć „lubię to” na dole wpisu i sprawić żeby o Akademii dowiedziało się więcej osób. Może któraś z nich będzie mogła zostać tutorem?
    • Rozejrzeć się dookoła siebie i sprawdzić czy w naszym najbliższym otoczeniu nie ma dziecka, które potrzebuje wsparcia.

 

Właśnie, ale tyle mówi się o wsparciu i motywacji, a jak to tak naprawdę robić?

Postanowiłam przybliżyć Wam ten temat rozmawiając z Panią Magdą Michnowicz, psychologiem pracującym z dziećmi.

Rozmawiamy o „zdolnych leniach”, dzieciach które odmawiają pomocy nagrodach materialnych i wszystkich innych wątpliwościach, które pojawiają się przy okazji zachęcania dzieci do nauki.

Wywiad jest długi, ale postanowiłam go nie skracać. Wydaje mi się, że to jest tekst do którego rodzice będą mogli wracać i na pewno przyda im się podczas niejednego etapu edukacyjnego ich dzieci.

 

A więc – jak wspierać dziecko?

Monika Kamińska: Czy była Pani leniwym dzieckiem w szkole?

Magda Michnowicz: Raczej nie. Byłam dzieckiem, które dużo się rusza i czasami trudno usiedzieć mu w miejscu. Lubiłam zajmować się różnymi rzeczami i nauka mnie przeważnie ciekawiła (zwłaszcza język polski i historia). Poza tym raczej przykładałam się do uczenia się i byłam dość wytrwała (tak to widzę z perspektywy czasu), choć oczywiście zdarzały się szkolne aktywności, których ze wszystkich sił starałam się omijać albo stosować strategię „aby przerwać do następnej lekcji”.

M.K.: Pamiętam ze swojej podstawówki dziewczynkę, która jako jedyna wygłaszała teorie o tym, że ludzi się uczyć, bo zdobywanie wiedzy jest dla niej wielką przygodą. Patrzyliśmy na nią jak na UFO, bo wszyscy w klasie marzyliśmy tylko o tym żeby nie było klasówek, matematyki i innych takich rzeczy. Jak wytłumaczyć 8,9,10 latkowi że warto się uczyć?

M.M: Myślę, że wytłumaczenie dziecku z podstawówki, że warto się uczyć może być trudne. Lepszym rozwiązaniem wydaje mi się pokazywanie korzyści z nauki np. mój uczeń, z którym spotykałam się w ramach AKADEMII PRZYSZŁOŚCI zaczął chętniej uczyć się procentów jak analizowaliśmy na zajęciach warunki różnych lokat. Praca na takim materiale pokazała mu, że dobrze znać się na matematyce żeby wiedzieć, w którym banku warto lokować oszczędności. Wydaje mi się także, że zamiast mówienia warto pomyśleć, co możemy zrobić żeby dzieci doświadczyły radości z uczenia się, zdobywania nowej wiedzy i poszerzania horyzontów – może to być np. spotkanie z ciekawym naukowcem, robienie eksperymentów, realizowanie projektów badawczych, co brzmi dość poważnie, ale już od przedszkola można pracować z dziećmi metodą projektu żeby nie słuchały o tym jaki jest świat, ale aktywnie go odkrywały.

Poza tym uczenie się może pomóc w realizacji marzeń – to też dla dzieci ciekawa perspektywa. Warto z nimi rozmawiać o tym kim, chciałyby być za 10, czy 20 lat. Za każdym takim marzeniem może kryć się mnóstwo motywacji, bo chcąc np. polecieć w kosmos trzeba znać się na fizyce.

M.K.: A z punktu widzenia rodzica? Powiedzmy, że pracuję w korporacji i wracam do domu po 18. Mam jeszcze robić z dzieckiem eksperyment? Przecież można włączyć bajkę, a raczej komputer.

M.M.: Pewnie, że można włączyć komputer, ale zachęcałabym żebym posiedzieć przed nim razem z dzieckiem i wspólnie odkrywać to, co nieznane. Po przy okazji uczenia się można też po prostu razem pobyć, a wydaje mi się, że dzielenie radości z różnych odkryć z tak ważną osobą, jaką jest rodzic może być dla dziecka jeszcze ważniejszym.

 

Czy „zdolny leń” istnieje?

 

M.K.: A jeśli moje dziecko oświadczy, że nie lubi się uczyć? Mam tutaj na myśli tak zwanych „zdolnych leniów”. Istnieje w ogóle taka kategoria dzieci czy to tylko wymówka rodziców?

M.M: Ja mam dużą trudność ze sformułowaniem „zdolny leń” i nie lubię go używać. Według mnie to etykieta, która może być bardzo krzywdząca. Nie chciałabym oceniać rodziców i generalizować, że to ich wymówka, bo sytuacja każdego rodzica i jego dziecka jest inna. Zamiast mówić o „zdolnym leniu” wydaje mi się, że lepiej popatrzeć na dziecko przez pryzmat jego zachowań: co robi, jak podchodzi do nauki, co go interesuje, z czym świetnie sobie radzi, a co sprawia mu problemy. Opisanie zachowania może być pierwszym krokiem żeby spróbować dotrzeć do przyczyn żeby dowiedzieć się, z czego wynika, że „dziecko jest leniwe”.Jeśli dziecko oświadczy, że nie lubi się uczyć, to warto zapytać dlaczego. Trochę podrążyć, dowiedzieć się, co kryje się za takim sformułowaniem. Pamiętam taką sytuację z jednym z moich uczniów – powiedział, że nie będzie się uczył angielskiego. Po prostu nie i koniec.

Po jakimś czasie odkryłam, że za tym kryje się strasznie dużo rzeczy, o których w życiu nie pomyślałam. W pierwszej chwili go oceniłam i pomyślałam „Popełnia błąd. Przecież powinien chcieć się uczyć. Akurat angielski to mu się przyda”.Potem się na tym złapałam i było mi głupio, że tak łatwo wyciągnęłam wnioski z jednego zachowania. Okazało się, że wynika ze wstydu przed mówieniem głośno w innym języku i z ogromnej bariery żeby się zgłosić na lekcji.

M.K.: Przy tym wstydzie chciałabym się zatrzymać. Wydaje mi się, że mamy ostatnio terror przebojowości. I że bardzo cierpią na tym dzieci, które po ludzku są ciche, skromne albo nie lubią być w centrum zainteresowania.

M.M.: Tak. Mam podobne jak Pani obserwacje. Do przebojowości dodałabym perfekcjonizm. Wydaje mi się, że funkcjonując w szkole, czy potem w dorosłym życiu np. w pracy lepiej być bardziej niż mniej energicznym, bardziej przebojowym niż skrytym. Mój uczeń dobrze radził sobie z pisaniem po angielsku, czy uzupełnianiem ćwiczeń ze słownictwa. Nie lubił wstawać z ławki i odpowiadać przy tablicy. Niestety na lekcji nie miał warunków żeby pokazać się z dobrej strony, bo sposób pytania był jeden i niezmienny. Dlatego tak ważne wydaje mi się stosowanie różnych metod pracy, bo to nie dzieci powinny dostosować się do metody, tylko odpowiednie metody mogą nam pomóc podążać za dziećmi.

M.K.: Dobrze, ale powiedzmy, że jednak nauczyciel odpytywał przy tablicy, uczeń dostał 1, a rodzic nie rozumie, że to wynikało z ze stresu, a nie z braku wiedzy. Jak reagować na niepowodzenia szkolne uczniów? Czy zawsze szlaban na telewizor jest wyjściem?

M.M.: Wydaje mi się, że warto spróbować dowiedzieć się od dziecka, z czego to wynikało, jaka była przyczyna tego niepowodzenia. Szlaban na telewizor czasami może być wyjściem – trudno sformułować takie ogólne rady w oderwaniu od konkretnej relacji rodzic – dziecko. Konstruktywne wydaje mi się wsparcie dziecka żeby mogło wyjść z tej porażki, wyciągnąć wnioski i nie zostać z poczuciem, że znowu mu nie wyszło, więc pewnie jest beznadziejnie i już nic nie warto robić. Minusem szlabanu jest fakt, że chociaż to kara, bo dziecko nie może robić tego, co sprawia mu przyjemność, to w kontekście odniesionej w szkole porażki to niewiele zmienia („nie oglądnę telewizji, powkurzam się na rodziców, a potem i tak pewnie znowu dostanę jedynkę”).To pytanie na które każdy potrzebuje sobie sam odpowiedzieć w zgodzie ze sobą – czy bliższa mi filozofia motywowania przez karanie, czy wzmacnianie tego, co pozytywne.

 

Zrób to za mnie!

 

M.K.: A jeśli mam totalnie niegrzeczne dziecko, które na dodatek się nie uczy? Na studiach przez dwa lata pracowałam jako wolontariusz w świetlicy socjoterapeutycznej z dziećmi, które delikatnie mówiąc były niegrzeczne. One oczekiwały ode mnie, że usiądę z nimi i podyktuję im co mają wpisać w ćwiczenia z pracą domową. A ja miałam bardzo duży problem z tym żeby wytłumaczyć im, że moim zadaniem jest wspieranie ich, tłumaczenie, wyjaśnianie, a nie robienie wszystkiego za nich. Jak sobie radzić w takich sytuacjach? Oni nie chcieli się uczyć tak bardzo jak tylko można nie chcieć.

M.M.: Rozumiem, też zdarzało mi się słyszeć od dzieci, że mam im powiedzieć, jakie jest rozwiązanie. Tak rozumiały moją pomoc i strasznie trudno było mi być nieugiętą. W opisanej przez Pani sytuacji byłabym za tym, że trwać przy swoim stanowisku i jeśli pomaganie przez wyręczanie jest sprzeczne z naszymi wartościami, to nie dać się przekonać dziecku.

M.K.: Ale takie dzieci się obrażają i to jest koniec współpracy. Potem musiałam je przekupić czekoladkami i długo to przeżywałam. Odebrałam to jako straszną osobistą porażkę.

M.M.: Dzieci obrażają się i mają do tego prawo – dla mnie taka sytuacja, że obie strony mają zupełnie inne poglądy może być ciekawa do pokazania dziecku, bo jak dogadamy się, znajdziemy porozumienie mimo różnić, to już będzie wielki sukces. Trudno przetrwać takie obrażanie się, bo to emocjonalnie strasznie obciążające – chcemy pomóc, a tymczasem dostajemy po głowie. Jednak trwałabym przy swoim i szukała innych dróg – co może zmotywować takie dziecko, jak do niego dotrzeć na chwilę „porzucając” swój główny cel, czy zachęcenie do nauki. Czasami kluczem jest nawiązanie kontaktu i dopiero na relacji można budować dalej.

Ja też traktowałam takie sytuacje jak swoje porażki i to jest ogromna pułapka, bo łatwo wpaść w poczucie winy.

 

A może małe przekupstwo?

 

M.K.: A skoro już jesteśmy przy czekoladkach…Czy nagradzanie dzieci materialnie za oceny w szkole ma sens? Na przykład u mnie w domu zawsze było powiedziane, że po każdym semestrze za dobre wyniki w nauce dostaję od rodziców książkę, ale mój kolega błagał fizyczkę o 5 na świadectwie bo jego rodzice obiecali mu skuter.

M.M.: Wydaje mi się, że warto nagradzać dzieci jakimiś rzeczami materialnymi, ale zachować umiar. Dla większości ludzi prezenty są ważne, a jeszcze lepiej, jeśli w taki prezent (jeśli jest zindywidualizowany i dostosowany np. do zainteresowań dziecka) wpisana jest informacja „Jesteś dla mnie ważny. Chcę żebyś ucieszył” Za dużo prezentów powoduje, że mamy motywację tylko z zewnątrz – bo dostanę nagrodę, coś ładnego, gdzieś pojadę. Ja bym była za rozszerzeniem kategorii prezentu, bo prezent to nie tylko książka, ale gdyby przeczytać ją razem albo wspólnie z dzieckiem iść na mecz, o którym marzyło, to już zupełnie inne doświadczenie. Można zapytać dziecko, co byłoby dla niego najlepszą nagrodą. Wydaje mi się, że wybory mogą być zaskakujące – pamiętam jedną z moich uczennic, która mówiła, że dla niej najlepszym prezentem byłoby jakby spokojnie razem z mamą porysowała sobie w domu.

ZOSTAŃ TUTOREM

WPŁAĆ PIENIĄDZE

***

Magdalena Michnowicz – psycholog i trener. Pracuje w AKADEMII PRZYSZŁOŚCI, gdzie przygotowuje wolontariuszy do pracy z dziećmi (poprzez projektowanie systemu szkoleniowego). Oprócz tego pracuje z dziećmi w wieku przedszkolnym prowadząc zajęcia rozwijające twórcze myślenie. W pracy z dziećmi najbardziej lubi zaskoczenia i zachwyty, które może razem z nimi dzielić.

***

Robimy dużo dla siebie – biegamy, motywujemy się, podróżujemy, rozwijamy się. Pamiętajmy żeby pomóc też innym! Wsparcie to podstawa.