Wczoraj pisałam Wam o swoich ulubionych korektorach do twarzy.
Dziś będzie o podkładzie i pudrze. Jak być może wiecie te kosmetyki uznaję za najważniejsze i żaden kolorowy cień ich nie wyprze. Będzie to trochę powtórka z rozrywki, ale ponieważ na blogach zwykle recenzowane są nowości po krótkim czasie użytkowania to uznałam, że warto zrobić trochę inną notkę.
W lutym 2013 roku pochwaliłam Wam się, że znalazłam puder z którego jestem bardzo zadowolona. Chodziło o Shiseido Pureness Matifying Compact Oil-Free w odcieniu 10 Light Ivory. Teoretycznie jest to podkład w postaci pudru, ale ja używam go tylko jako pudru.
1,5 roku temu pisałam o tym kosmetyku tak (w poprzedniej notce są też zdjęcia):
Puder na twarzy wygląda bardzo naturalnie, nie tworzy takiej płaskiej maski, której można się spodziewać po produktach matujących. Kolor szybko stapia się z podkładem i w ogóle nie widać, co mamy na twarzy. Kryje dla mnie w wystarczającym stopniu, ale pamiętajcie, że ja (odpukać) nie ma za dużo do krycia, więc trochę trudno mi to ocenić.
Nie wysusza skóry i nie zapycha porów. Jak na moją skórę, z której wszystko spływa, to jest naprawdę trwały. Oczywiście wymaga czasem poprawek, ale dwie w ciągu dnia jestem w stanie przeżyć. A zdarzają się pudry, które wymagają pięciu. Na ten moment jest to na pewno mój najlepszy puder. Jedynym zauważalnym dla mnie minusem jest brak oddzielenia w opakowaniu pudru od lusterka.
Czy moje zdanie się zmieniło?
W ogóle się nie zmieniło. Na zmianę z lżejszym pudrem od Chanel, którego używam tylko latem, jest to mój ulubiony tego typu produkt. Chociaż oczywiście wiadomo, że z kosmetykami do makijażu, a zwłaszcza z pudrami i podkładami jest tak, że przez kilka miesięcy nam pasują, a potem nagle przychodzi inna faza księżyca i zaczynają spływać z twarzy. Tutaj akurat nie mam na co narzekać. Puder jest też bardzo wydajny. Jeżeli czasem śledzicie moje zdjęcia z różnych eventów albo na Instagramie to w 100% mam na twarzy zawsze ten puder w połączeniu z podkładem Shseido o którym piszę niżej. Jest to dla mnie zestaw tak sprawdzony, że nie kombinuję i na oficjalne wyjścia nie używam niczego innego, bo po prostu mam pewność, że dzięki tym kosmetykom moja twarz będzie wyglądać dobrze.
***
Nieco później bo w lipcu 2013 r. pisałam Wam o podkładzie Shiseido, Sun Protection Liquid Foundation, który był w zasadzie końcem poszukiwań trwałego podkładu dla bardzo jasnej. Zdjęcia są w podlinkowanej notce.
Co napisałam o nim roku temu?
Podkład nakłada się dość łatwo i szybko się wchłania, chociaż ma bardzo lejącą się konsystencję i trzeba uważać żeby nie wylać go z opakowania za dużo. Jeśli chodzi o samo opakowanie to mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest poręczne, ale z drugiej nie lubię nie wiedzieć ile jeszcze produktu mi zostało. W środku jest metalowa kulka, która niby ma pomagać określić zawartość produktu, ale moim zdaniem średnio pomaga.
Z najważniejszych informacji – Shiseido Sun Protection Liquid Foundation ma SPF 30 i jest podkładem wodoodpornym. Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie wejścia do basenu z podkładem na twarzy, ale ta cecha niesamowicie przydaje się podczas ogromnych upałów. Produkt jest lekki, prawie go nie czuć na skórze, nie zapycha i dość długo trzyma się na twarzy. To sprawia, że na lato jest dla mnie lepszym rozwiązaniem niż mój ulubiony Dior. Na mojej twarzy bez bazy i utrwalacza standardowy podkład trzyma się 4 do 5 godzin. Shseido wytrzymuje powyżej 6 w trakcie dużych upałów oraz powyżej 7 normalnego dnia. Byłby ideałem gdyby dawał takie ładne lekko satynowe wykończenie jak Dior. Niestety trochę mu do tego brakuje, zwłaszcza podczas wieczornych wyjść.
Czy moja opinia się zmieniła?
W zasadzie tylko bardziej znienawidziłam opakowanie. Jest totalnie niepraktyczne i gigantyczna ilość podkładu się wylewa. Ja dodatkowo miałam pecha, bo przelałam kiedyś część do opakowania samolotowego i …wszystko wylało się w walizce (na szczęście w foliowej torebce). W związku z czym tydzień temu kupiłam już trzecie opakowanie, a to raczej trochę za dużo jak na 1,5 roku (poprzednia notka pojawiła się w lipcu, ale pamiętam, że chyba kupiłam ten podkład w kwietniu).
Sam podkład jednak sprawuje się na mojej twarzy tak idealnie, że nie umiem przestawić się na żaden inny. Staram się więc uważać przy otwieraniu opakowania. Produkt pozwala uzyskać mi idealny efekt no make up, delikatnie wyrównuje kolor skóry i faktycznie niczego bardziej trwałego nie udało mi się do tej pory znaleźć.
Przez ostatnie 1,5 roku eksperymentowałam czasem z innymi podkładami i pudrami, ale zawsze wracałam do Shseido.
Myślę, że to dość pewna opinia po aż tak długim czasie stosowania, bo naprawdę niewiele jest kosmetyków, których nie zmieniam.
A Wy macie jakieś swoje hity, których używacie od dawna i za nic w świecie ich nie zamienicie?
Pingback: Kosmetyczne hity i kity ostatnich miesięcy()
Pingback: Podkłady, których ostatnio używam | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()