Po niesamowitej popularności notki dotyczącej rzeczy, na które nie szkoda mi pieniędzy, obiecałam Wam jej drugą część. Ale zanim ją napiszę, czas na listę rzeczy, na które wiecznie szkoda mi pieniędzy. Jesteście ciekawi, kiedy jestem sknerą? Zobaczcie!
Meble
O aranżowaniu wnętrz wiem tyle, co o gotowaniu steków z czosnkiem. Szczytem moich możliwości jest skopiowanie czegoś żywcem z Pinteresta. Śmiem twierdzić, że nie wychodzi mi to najgorzej (tutaj możecie zerknąć na moje biurko), ale też nie oszukujmy się – każdy to umie. Niestety moje zdolności kończą się na postawieniu białej torby na białym blacie. I dlatego nie inwestuję w swoje wymarzone meble, dywany, lampy itp. Szkoda mi i czasu, i pieniędzy na wyszukiwanie tych elementów, dopasowywanie tego do siebie, aranżowanie w przestrzeni. Mówiąc wprost: nie znam się na urządzaniu wnętrz i zanim to się nie zmieni (albo nie poznam genialnego architekta wnętrz), nie zamierzam wydać na to żadnych konkretnych pieniędzy.
Siłownia
Poćwiczyłabym ramiona pod okiem trenera personalnego, ale… szkoda mi pieniędzy. Naprawdę. Wychodzę biegać za darmo, jeżdżę na rolkach za darmo, na rowerze też za darmo. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że za sprzęt i ubrania do uprawiania tych sportów również trzeba zapłacić, ale jakoś boli mnie to mniej (a na pewno kosztuje mniej złotówek!) niż comiesięczna opłata za pocenie się w czterech ścianach. Kiedyś nie mogłam żyć bez siłowni. Teraz nie mogę sobie przypomnieć, jakim cudem byłam skłonna płacić komuś 250 zł miesięcznie za to, żeby ćwiczyć w zamkniętym pomieszczeniu.
Casualowe ubrania
W wersji casualowej możecie zobaczyć mnie przez dwa–trzy tygodnie tygodnie w roku. W związku z tym wszystkie moje urlopowo-mazurskie ubrania typu krótkie spodenki, topy na ramiączkach, sukienki na plaże itp. kosztują jak najmniej. Nie widzę sensu w inwestowanie w coś, czego tak naprawdę nie noszę. Za to w sierpniu uszyłam sobie sześć koszul na miarę i nie zamierzam przestać, bo to cudownie wygodna inwestycja.
Sałatka grecka
Sałatka grecka to nazwa umowna dla każdego dania w restauracji, które mogłabym w domu zrobić w 3 minuty. Tak samo lemoniada. Uwielbiam wychodzić ze znajomymi na kolację na mieście i nigdy nie będzie mi szkoda pieniędzy na takie spotkania, ale jeśli już mam komuś zapłacić za to, że przygotuje mi posiłek, to chcę zjeść coś, czego nie robię sobie sama w domu trzy razy w tygodniu.
Telefon
Napisałabym, że nigdy nie będę miała iPhone’a, ale sami wiecie, że los bywa przewrotny. Generalnie wolę kupić belkę tkaniny niż dopłacać do urządzenia, które służy mi do dzwonienia i ogarniania kalendarza. Od jakiegoś czasu telefonem nie robię już nawet zdjęć na Instagram, a teraz wręcz nie wiem, jaki dokładnie mam model. Telefon jest narzędziem służącym mi do pracy, niczym więcej.
Samochód
Mam prawo jazdy od ponad 5 lat. Samochodu nie miałam nigdy. Powodów było mnóstwo. To nie jest tak, że absolutnie nie chciałabym go mieć. Chciałabym. Ale myśl o jednorazowym wydaniu tak dużej ilości gotówki (jak się domyślacie – nie marzę o najtańszym modelu) jest dla mnie w tym momencie trochę mało opłacalna. Oraz przerażająca. Dlatego czekam. Na wszystko przyjdzie pora.
Cienie do powiek
Jeśli czegoś w życiu kupiłam najmniej, to właśnie cieni do powiek. Podoba mi się mnóstwo odcieni i całych paletek. Za każdym razem rezygnuję z ich zakupu z tego samego powodu. Nie widzę sensu wydawania pieniędzy na coś, czego nigdy nie zużyję, zanim się przeterminuje. I tak wiecznie używam tylko beżowego i brązowego albo w ogóle maluję oko bronzerem (polecam!).
To tyle ode mnie. Dajcie znać w komentarzach, na co Wam wiecznie szkoda pieniędzy. Ciekawa jestem, czy o czymś zapomniałam!
Pingback: Rzeczy, na które nie szkoda mi pieniędzy – część druga | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()