Już jakiś czas temu udało mi się przeżyć cały tydzień bez pszenicy. Teraz chciałam podzielić się z Wami opowieściami o tym, jak osoba uzależniona od pizzy i bagietek może przestać zapychać się pszenicą od świtu do nocy.
Od razu zaznaczam – nie mam nic do pszenicy. Jadłam ją, jem i będę jadła nadal. Nie podoba mi się aktualna moda na wykluczanie z jadłospisów wszystkiego, co tylko przyjdzie ludziom do głowy. Zdaniem niektórych specjalistów od diet już nawet to, co samo spadnie z drzewa, nie jest dobre, bo nie wiadomo, czy drzewo nie stało na skażonej ZUEM glebie. Wolno jeść tylko powietrze.
Ja z powodzeniem od wielu lat zachowuję umiar i jem wszystko – od komosy ryżowej do bułek z majonezem. Pilnuję tylko, żeby porcje były rozsądne. Nie mam nietolerancji pszenicy, więc na szczęście nie muszę jej całkowicie odstawiać. Tydzień bez pszenicy był po prostu obiecanym przeze mnie eksperymentem, który z założenia miał być wyzwaniem.
Co jadłam (lub piłam)?
- Śniadania bez pieczywa
Przyznaję się bez bicia, że trochę sobie ułatwiłam zadanie, ponieważ już jakiś czas temu zakochałam się w śniadaniach wg Tima Ferrissa i dzięki nim wyeliminowałam część pochłanianych przeze mnie pysznych, chrupiących, ciepłych bułeczek.
- Koktajle
Poza tym bardzo polubiłam picie koktajli na drugie śniadanie. Kiedyś myślałam, że nie dam rady się nimi najeść. Miałam rację, ale nie ma aż takiej tragedii, jakiej się spodziewałam. Najbardziej lubię miksować banana, grejpfruta (zamiennie z jabłkiem), białko, siemię lniane, ostropest i cynamon z odrobiną ciepłej wody.
- Jajecznica (na obiad albo kolację)
W trakcie tego eksperymentalnego tygodnia do perfekcji opanowałam jedzenie jajecznicy na obiad i kolację. Za pierwszym razem trochę cierpiałam, ale potem okazało się, że pieczywo można zastąpić większą ilością warzyw na talerzu. I keczupem…
- Kasza jaglana
Poza tym ratowałam się kaszą jaglaną na milion sposobów. Przede wszystkim jadłam ją na słodko. Skorzystałam też z mojego ulubionego przepisu Jadłonomii na burgery wegetariańskie. Oczywiście pominęłam bułkę tartą i bułkę do burgerów (smutek). Zrobiłam sobie w zamian olbrzymią porcję sałatki. Przy braku pomysłów i czasu jadłam kaszę jaglaną na słono z czerwoną fasolą, pomidorami, cykorią i chili.
- Kefir
Czy tego chcemy, czy nie, to z kefirem w ręku wyglądamy jak na kacu. Nie mogę się pozbyć tego skojarzenia, dlatego nigdy nie kupuję go dwa razy z rzędu w tym samym sklepie. #suchar
A poważnie, to po prostu popijałam sobie kefir, kiedy już strasznie męczyła mnie myśl o pizzy lub makaronie. Potem szłam się czymś zająć i zapominałam.
- Komosa ryżowa
Pisałam Wam o niej tutaj. Od tamtej pory moje zdolności kulinarne się na szczęście trochę rozwinęły, więc mam nadzieję, że kiedyś uda mi się znaleźć chwilę, żeby pokazać Wam nowe przepisy, ale w sytuacji podbramkowej wiem jedno – wszystko w połączeniu z duszonymi warzywami i chili smakuje dobrze.
- Pieczone ziemniaczki
Nie umiecie sobie wyobrazić, ile jestem w stanie ich zjeść! A zwłaszcza kiedy użyję do nich dużej ilości przypraw i wizualizuję sobie, że są frytkami. Pycha!
- Soczewica z imbirem
Moje ulubione danie, kiedy czuję, że zaraz zemdleję ze zmęczenia. Po prostu gotuję czerwoną soczewicę i ścieram do niej imbir oraz – w stanie skrajnego zmęczenia – trochę masła. Jem to, zawijam się w koc i od razu mi lepiej.
- Amarantus
Ostatnie danie z tygodnia bez pszenicy. Znowu w bardzo prostym wydaniu, bo na słono, z pomidorami i fetą. Amarantus gotuje się jak kaszę, a resztę składników wystarczy po prostu dodać. Prościej się nie da.
Czy tydzień bez pszenicy był trudny?
Pingback: Jak schudnąć na stałe ostatnie 5 kg – moja historia()