W dobie coraz bardziej przekombinowanych kosmetyków warto czasami zwrócić uwagę na coś prostszego.
Dwa miesiące temu firma Cetaphil poprosiła mnie o przetestowanie swoich produktów. Zajawkę mogliście oglądać już tutaj, kosmetyków używałam przez kilka ostatnich tygodni. Teraz czas na pełną recenzję. A jeżeli po jej przeczytaniu będziecie chciały same wypróbować te kosmetyki to na końcu notki jest konkurs.
A zatem do rzeczy. Cetaphil to marka znana mi do wielu lat dzięki…(tu będzie bez niespodzianek) mojej Mamie. W czasach kiedy ja dokonywałam zbrodni na swojej twarzy szorując ją dwa razy dziennie bardzo ostrymi produktami do demakijażu, oczyszczania, zmywania itp., moja Mama spokojnie myła sobie twarz Cetaphilem. Kiedyś jednak mój turbo peeling do mycia twarzy o działaniu zbliżonym do papieru ściernego skończył się i nie miałam wyjścia. Musiałam się umyć tym produktem, który wyglądał jakby był dla ludzi o cerze z wielkimi problemami i po poważnych zabiegach, a moja w końcu taka nie była. Umyłam się chyba ze trzy razy. Ciągle mi się wydawało, że ta emulsja micelarna nie jest w stanie mi wyczyścić twarzy. Była za delikatna. Dopiero po jakimś czasie kiedy wczytałam się w to na jakiej zasadzie Cetaphil działa i do mojej głowy dotarła w końcu informacja, że nie muszę zmywać makijażu tarką żeby mieć pewność, że dokładnie się oczyściłam, naprawdę polubiłam się z tym produktem. Emulsja zmywa mój makijaż bez problemu, ale wiecie że ja nie szaleję z kolorówką, więc za zmywanie mocnych tapet nie odpowiadam. Najważniejsze, że nie szczypie w oczy i nie powoduje uczucia ściągnięcia. Ja używam jej z wodą, ale istnieje opcja zmywania jej z twarzy wacikiem (świetna opcja dla osób uczulonych na wodę we własnym mieszkaniu). Przez pierwsze kilka myć faktycznie można mieć wrażenie, że działa bez rewelacji, ale polecam poczekać na właściwy efekt przynajmniej tydzień mycia skóry tym produktem rano i wieczorem. Naprawdę widać różnicę, cera jest bardzo ukojona i okazuje się, że nie trzeba się codziennie trzeć żeby się doczyścić.
Tylko się nie pomylcie i nie próbujcie umyć się Dermoprotektorem. Zbliżone opakowania to jednak minus. Dwa razy już próbowałam wsmarować sobie w nogi emulsję micelarną zamiast balsamu. Dziwnym trafem nie chciała się wchłonąć ;) Ponieważ dostałam do testów również dwa kremy do twarzy, to Dermoprotektora zdecydowałam się używać tylko do ciała. Nie do końca odpowiada mi fakt, że to nie jest ciężki, tłusty balsam, którym się mogę cała wymaziać, a on się będzie wchłaniał i pachniał. Do takich jestem przyzwyczajona, ale wiadomo że nie powinnam wymagać tego od produktu, którego mogą używać osoby z poważnymi problemami skórnymi. Ja takich (odpukać) na szczęście nie mam, więc mogę napisać tylko, że produkt dobrze nawilża, szybko się wchłania oraz nie lepi się. Można się od razu ubierać.
Za to największym zaskoczeniem były dla mnie te dwa kremy, a zwłaszcza ten mniejszy – Cetaphil — krem intensywnie nawilżający. Byłam przekonana, że żaden produkt Cetaphil nie będzie nadawał się pod makijaż. Po czymś co nazywa się „krem intensywnie nawilżający” zwłaszcza w wersji dla skóry o specjalnych potrzebach, spodziewałam się tłustej, ciężkiej formuły, która będzie perfekcyjnie nawilżać i równie perfekcyjnie spłynie mi z niej całej makijaż. O ile to pierwsze jest prawdą, o tyle to drugie to bzdura. Krem jest lekki jak mgiełka, a makijaż na nim trzyma się bardzo dobrze. Tylko trzeba posmarować twarz naprawdę cienką warstwą. Ja wyciskam o 2/3 mniej tego kremu niż poprzednich produktów, których używałam pod makijaż. Cetaphil DA Ultra szybko rozprowadza się na twarzy cienką warstwą i więcej nie potrzeba. Nawilża, wygładza i bardzo dobrze uspokaja skórę. Czasem zauważam, że trochę świeci mi się nos, ale trochę podejrzewam o to nowy krem BB, który aktualnie testuję. Albo taka już moja uroda ;)
Ostatnim produktem, który miałam przyjemność testować był Cetaphil PS lipoaktywny krem nawilżający. Wydał mi się bardziej tłusty od poprzednika, więc zdecydowałam, że będę stosować go na noc i to był strzał w dziesiątkę. Ale o tym znowu przekonałam się dopiero po kilkunastu dniach. Na początku zwyczajnie działał dobrze, utrzymywał moją skóre w takiej kondycji w jakiej była, ale nic poza tym. To w ogóle dość typowe dla kosmetyków Cetaphil, że one swoje kojące działanie ujawniają dopiero po kilku dniach (przynajmniej moja skóra tak na nie zareagowała). Po mniej więcej tygodniu zauważyłam, że budzę się rano z ładną, gładką nawilżoną i uspokojoną cerą. Na pewno plusem było również to, że stosowałam wszystkie trzy produkty do twarzy jednocześnie.
Podsumowując – produkty Cetaphil idealnie wpisują się w moją moją teorię, że nawet mając cerę bez większych problemów warto używać delikatnych kosmetyków dla skóry wrażliwej, bo zdecydowanie mają one lepszy wpływ na naszą twarz. Zwłaszcza jeśli nasza skóra ma tendencje do wysychania. I najważniejsze – wszystkie cztery produkty są bezzapachowe i bardzo wydajne. Zwłaszcza kremy mają taki poziom wydajności, że czuję iż będą mi służyć jeszcze długo.
KONKURS
A jeżeli chciałybyście się przekonać czy Cetaphil sprawdzi się również u Was to zapraszam do szybkiego konkursu. Do wygrania jest pięć zestawów opisanych przeze mnie kosmetyków (czyli emulsja, dermoprotektor i dwa kremy) Zasady są dwie i proste:
1. W komentarzu pod tym postem odpowiedz na pytanie „Jaką największą krzywdę zrobiłaś swojej skórze nieodpowiednio dobraną pielęgnacją?”
2. Udostępnij post na swojej tablicy ( jeżeli faktycznie bardzo się wstydzicie swojej historii to tylko kliknąć przycisk „lubię to” pod postem ;)
Konkurs trwa do 21 sierpnia do godziny 23:59. Wybiorę pięć najbardziej dramatycznych historii ;) Powodzenia!
Wyniki
Wielkie dzięki za udział :) Następujące osoby proszę o wysłanie swoich adresów i numerów telefonów na adres: kontakt@blackdresses.pl:
Halina Trzęsiok
Magdalena Biała
małgorzata
Magdalena
Eryk Wałkowicz
Pingback: 12 najlepszych kosmetyków 2013 r.()
Pingback: Oillan – kremy do suchej i wrażliwej skóry()