Dwie algi morskie, które Twój organizm pokocha.
Nie będę ukrywać, że nie popełniłam w życiu żadnego żywieniowego błędu. Popełniłam ich mnóstwo. Jednym z nich było pakowanie w siebie suplementów diety bez zastanowienia. Bywały takie lata w trakcie których czułam się mocno zmęczona i zwłaszcza na studiach w trakcie sesji zjadałam wszystko co było w tabletkach, miało w składziewitaminy i żeń szeń. Czy działało nie wiem, bo popijałam to głównie Red Bullem. Boski zestaw, wiem. Po zdaniu ostatniej sesji powiedziałam sobie – stop. I odstawiłam wszystkie suplementy diety. Przez pierwszy tydzień bolała mnie głowa i chodziłam trochę bardziej senna niż zwykle. Potem wszystko wróciło do normy i okazało się, że życie bez wspomagaczy jest możliwe, a i moje wyniki badań są w normie. Uznałam, że nie ma sensu wracać do faszerowania się.
Skąd więc pomysł na spirulinę?
Znałam wcześniej ją tylko i wyłącznie jako produkt, który służy do robienia…maseczek do twarzy. Jakoś specjalnie mnie w tej roli nie zachwyciła (może niczego nieświadoma kupiłam tą z Chin). Drugie podejście postanowiłam zrobić kiedy przeczytałam, że spirulina spożywana jako suplement diety bardzo wspomaga walkę z alergią. Jeśli ma się wszystkie alergeny wziewne pozytywne i do tego 20 pokarmowych to człowiek długo się nie zastanawia. Próbuje się wszystkiego, co może pomóc. Ponieważ umówmy się – nawet w najpiękniejszej na świecie sukience połączonej z katarem alergicznym wygląda się beznadziejnie. Ale zacznijmy od początku.
Czym jest spirulina i chlorella, jakie ma właściwości i działanie?
Spirulina to alga morska, która jest bogatym źródłem między innymi:
– białka
– witamin: B, E, A
– minerałów (potas, magnez, cynk, wapń, selen, fosfor, żelazo)
– aminokwasów
– kwasu gamma-linolenowego ( kwas ten zapobiega nadciśnieniu i chorobom serca)
– kwasu pantotenowego (może wspomagać leczenie alergii)
Żeby było jeszcze lepiej spirulina zawiera te wszystkie witaminy w ilości 5-20 razy większej niż przeciętne warzywa i owoce. W efekcie spirulina ma działanie: odżywiające organizm, działa antyalergicznie, antywwirusowe, wzmacniające system immunologiczny, odchudzające, wspomagające leczenie raka, odbudowujące wątrobę, wzmacniające włosy, skórę i paznokcie, obniżające poziom cukry we krwi, obniżające poziom złego cholesterolu, poprawiające działanie narządu wzroku itp. Słowem – czyste złoto do zjedzenia.
Chlorella to alga morska – „siostra” spiruliny o podobnych właściwościach. Chlorella również dostarcza naszemu organizmowi mnóstwo cennych składników (mniej więcej podobnych do tych, które wymieniłam przy spirulinie), ale w przeciwieństwie do spiruliny, która ma charakter bardziej wzmacniający organizm, chlorella odpowiada raczej za czyszczenie go z toksyn. Chlorella zawiera mniej białka, a więcej żelaza niż spirulina. Ma również mniejsze działanie antywirusowe. Generalnie – jeśli potrzebujecie się oczyścić z syfów jakie wpakowaliście w swój organizm – wybierzecie chlorellę. Jeżeli szukacie czegoś co pomoże Wam wzmocnić się od środka i uzupełnić całkiem niezłą dietę – spirulina będzie lepsza. Ja ze względu na działanie antywirusowe zimą zdecydowałam się na spiruline, ale na wiosnę planuję małą odtrutkę chlorellą. Jeżeli nie możecie się zdecydować, którą algę wybrać – nie ma problemu – może je kupić również połączone.
Obydwie algi polecane są wegetarianom, osobom na dietach odchudzających, przemęczonym, palącym, przyjmującym ze względów zdrowotnych dużo leków, uprawiającym sport itp.
Jak to jeść?
Spirulinę i chlorellę możemy kupić zarówno w proszku jak i w tabletkach. Dawkowanie opisane jest przeróżnie. Zaleca się dziennie spożycie 1-3 łyżeczek proszku i nawet aż do 12 (3×4) tabletek. O ile do łyżeczki proszku się stosuję, to tabletki ograniczam do 4-6. Łykanie większej ilości mnie przeraża, a dość dużo witamin przyjmuję w kaszach, warzywach i owocach, wiec uważam, że jest okay. . Jedną i drugą można kupić osobno, bądź połączone. Ja mam w domu aktualnie obydwie wersje. Generalnie preferuję spirulinę w proszku, bo wydaje mi się, że lepiej działa, ale na wyjazdy zabieram ze sobą wersję w tabletkach, bo nie chce mi się bawić z jedzeniem proszku. No właśnie…z jedzeniem. W internecie jest mnóstwo przepisów na koktajle ze spiruliną. Podobno najlepszy jest bananowy. Może ją też dodawać do jogurtów, serków wiejskich i wszystkich innych potraw, które nie wymagają jej przetwarzania (żeby nie straciła właściwości). Próbowałam wiele razy, ale nie ma opcji…Spirulina przy pierwszych 30 podejściach wydawała się mi obleśna. Śmierdzi jak pokarm dla rybek i jest obrzydliwym, suchym proszkiem. Wpakowanie tego w jakiekolwiek danie kończyło się tym, że nie byłam w stanie tego zjeść. Po prostu coś okropnego. W efekcie mieszam spirulinę w szklance z wodą o temperaturze pokojowej i wypijam (ze spiruliną w tabletkach nie ma żadnego problemu). Po miesiącu się przyzwyczaiłam i nie robi to na mnie wrażenia. Nie jest to może najłatwiejszy sposób, ale…
Efekty
…przekonały mnie do tego efekty. Przez pierwsze dwa miesiące jedzenia spiruliny pomimo dość silnie atakujących jesienią pleśni udało mi się przeżyć przez ani jednego proszka na alergię. Alergolog do tej pory mi nie wierzy, ale cóż ;) Z roztoczami już nie poszło tak łatwo – muszę przyjmować leki, jednak nie jest to aż taki koncert kaszlu i kataru jak dawałam rok temu. Najważniejsze – w ogóle nie czuję się zmęczona. Żadnego jesiennego przemęczenia, żadnych ataków snu, marazmu, ataków lenistwa itp. Do tej pory (odpukać) udało mi się poważnie nie rozchorować, a przeziębienie, którego się nabawiłam szybciej się skończyło niż w ogóle zdążyłam się zorientować. Uznaję, że chorowanie 2 razy w roku to norma bez względu na dietę i styl życia, więc jest nieźle. Rok temu do stycznia byłam chora 3 razy.
Dodatkowo znacznie wzmocniły mi się paznokcie i niestety (muszę non stop chodzić do fryzjera) troszkę szybciej rosną mi włosy. W zasadzie nie zauważyłam żadnego wpływu na poprawę stanu cery. Zwróciłam za to uwagę na coraz rzadziej wzdęty brzuch, a wcześniej miałam z tym problemu. Trochę mi to przeszkadza w noszeniu dopasowanych sukienek, ale może być kilka przyczyn. Jeszcze poszukam.
Na co trzeba uważać?
Spirilina i chorella nie powinny być przyjmowane przez kobiety w ciąży, kobiety karmiące piersią oraz dzieci. Niby nie stwierdzono żadnych przeciwskazań, ale to nie czas na eksperymenty. Na początku z powodu powracania organizmu do stanu równowagi mogą pojawić się drobne zmiany skórne w stylu delikatnego trądziku. Wydaje mi się, że też mnie to przez chwilę dopadło, ale zwykłe kremy punktowe sobie z tym radzą. Za żadne skarby świata nie kupujcie tych alg pochodzących z Chin. Musicie uważać też na niską cenę spiruliny. Nie da się ukryć, że jest to alga dość droga (opakowanie kosztuje około 100 zł i starcza na mniej więcej 1,5-2 miesięcy). Na rynku jest mnóstwo spiruliny nieznanego pochodzenia za 20-30 zł. Znacznie się ona różni od tej bio spiruliny, która powinniśmy kupować. Ja się raz nabrałam i ponieważ w sklepie internetowym nie był podany kraj pochodzenia to kupiłam coś w dużej ilości i tanio. Przyszły wielkie torby z napisem „Made in China”. Tego to dopiero nie dało się zjeść (na szczęście). Chińska spirulina była 100 razy bardziej sucha i wiórowata. Ohydne, wyrzuciłam całość po pierwszym podejściu. Warto pamiętać również o robieniu sobie przerw w suplementacji spiruliny. Można ją wtedy zastępować chlorellą, siemieniem lnianym, oliwką europejską albo niczym – po prostu zbilansowaną dietą (czarne jedzenie zawsze spoko) albo jagodami goji.
I to by było na tyle. Jeżeli macie jakieś pytania to śmiało zadawajcie je w komentarzach. Dajcie też znać czy ktoś z Was również przyjmuje spirulinę/chlorellę i jakie zauważył efekty :)
Pingback: Siemię lniane, czyli realny sposób na szybciej rosnące włosy()
Pingback: Olej z czarnuszki egipskiej – właściwości, działanie, alergie itp.()
Pingback: Szybki i zdrowy koktajl ze szpinakiem()
Pingback: Zielony koktajl ze spiruliną – figasmakiem()