Przegląd kilku kremów pod oczy, których używałam w ciągu ostatniego roku.
Pierwszy raz kremu pod oczy zaczęłam używać na II albo III roku studiów. Nie był to mój własny pomysł. Któregoś pięknego dnia podczas rozmowy z koleżankami doszłyśmy do wniosku, że chyba starość powoli nadchodzi i zamiast kremu do całej twarzy trzeba zacząć używać dedykowanego kremu pod oczy. Niestety nie pamiętam co wtedy kupiłam i czy byłam z tego zadowolona.
Mam z kremami pod oczy duży problem ponieważ jestem prawie pewna, że one nie działają. Na pewno nie likwidują cieni, worków i zmarszczek. Na dodatek niektóre podwajają poranne opuchnięcia. Jeżeli chcę odświeżyć spojrzenie bez użycia makijażu to przemywam twarz lodowatą wodą albo używam dwóch łyżeczek, które trzymam w zamrażarce.
Więcej o tym pisałam w notce Jak ukryć cienie pod oczami.
Jeżeli wspomniane kremy już coś robią to nawilżają skórę pod oczami, delikatnie ją ujędrniają i wygładzają. Słowem kluczem jest tu: d e l i k a t n i e.
Mam więc ogromny problem z systematycznością używania kremów pod oczy. Wiecie, one mają takie małe opakowania i non stop gdzieś się gubią. Nie chce mi się ich szukać wieczorem. Zdjęcia do tej notki zrobiłam na jesieni, już w trakcie używania kremów, jednak musiałam odczekać kilka miesięcy zanim wyrobiłam sobie jakąś opinię i zmusiłam się do codziennego ich stosowania.
Zacznę od żelu do powiek i pod oczy ze świetlikiem i aloesem Flos Lek ponieważ nie jest to pierwsze zużyte przeze mnie opakowanie. Kremy Flos Lek są niezwykle tanie, kosztują bowiem około 6 złotych, więc jeśli nie jesteście przekonane do konieczności używania kremów pod oczy to spokojnie możecie zacząć eksperymenty od tej firmy. Żel ma za zadanie łagodzić podrażnienia spowodowane zabiegami kosmetycznymi, przynosić ulgę zmęczonym oczom oraz likwidować uczucie zmęczonych powiek. I dokładnie w tym celu go stosuję – czyli po kilku godzinach siedzenia przy komputerze. Rozprowadza się go na górnej i dolnej powiece, podobno nadaje się też pod makijaż, ale mi jego żelowa konsystencja nie podoba się o poraku, ponieważ boję się, że zroluje mi się na nim korektor. Używam go najczęściej kiedy siedzę cały dzień w domu bez makijażu i pracuję nad blogiem. Faktycznie przynosi ulgę zmęczony oczom. I to chyba tyle – czyli w sumie robi to co miał robić. Żel jest bezzapachowy, łatwo się go aplikuje i szybko się wchłania. Mam niestety wrażenie, że delikatnie ściąga mi skórę na dolnej powiece.
To już ostatni kupiony w Niemczech kosmetyk o którym wam piszę. Krem pod oczy Anatomicals o typowej dla firmy długiej i nietypowej nazwie Eye cream, you scream, we all scream for eye cream przyciągnął moją uwagę w Berlinie chyba głównie dlatego, że żadnego innego kosmetyku tego typu akurat nie zabrałam ze sobą na wakacje oraz po prostu był tani (około 20 złotych). Firma Anatomicals wycofała się jakiś czas temu z Polski, zupełnie nie wiem dlaczego, bo mają świetle opakowania i całkiem niezłe produkty. Ich spray go twarzy (pisałam o nim tutaj) wspominam bardzo miło. O ile się nie mylę to akurat ten krem można dostać jeszcze w Polskich drogeriach. Jest to produkt regenerujący od każdego rodzaju skóry, który ma ją odświeżyć i nawilżyć. Ma równie żelową konsystencje jak Flos Lek, ale działa bez efektu ściągnięcia skóry. Rozprowadza się łatwo, jest wydajny i szybko się wchłania. Pojawia się pytanie czy działa? Jako tako. Nie wyglądam jak 12 latka po użyciu go i nie wyprasowała mi się skóra pod oczami. Mógłby bardziej nawilżać,ale jakoś tam odświeża. Generalnie dramatu nie ma, zachwytu też nie.
Na koniec zostawiłam sobie zdecydowanego faworyta, czyli nawilżający krem-żel odprężający pod oczy Tołpa. Ta firma ze względu na swoje opakowania doczeka się na pewno oddzielnej notki na blogu, a tymczasem ich krem jest najlepszym produktem pod oczy jakiego używałam od czasu All about eyes Clinique. Jest dedykowany skórze wrażliwej i odwodnionej. Ma za zadanie nawilżać, łagodzić podrażnienia i rozjaśniać cienie pod oczami. Tego ostatniego oczywiście nie robi, ale jeżeli chodzi o nawilżanie to jest mistrzem. Czuć, że skóra jest bardziej gładka i wypielęgnowana. Stosuję go na dzień oraz na noc. W obu przypadkach sprawdza się znakomicie. Ma mniej żelową konsystencję niż dwaj jego poprzednicy, bardziej zbliżony jest do kremu – nie da się ukryć, że odpowiada mi ta formuła o wiele bardziej. Jest wydajny, łatwo się aplikuje i szybciutko wchłania. Niestety jest najdroższy z całej tej trójki – kosztuje 33 złote.
Ogólnie ciekawa jestem co zrobię, kiedy będę musiała zacząć walczyć ze zmarszczkami, bo jakoś nie wyobrażam sobie żeby krem pod oczy mi w tym pomógł. Natomiast na myśl o wszystkich innych sposobach aż m słabo. Cieszę się więc, że na razie mogę zadowolić się tylko efektem nawilżania. Koniecznie dajcie znać co wy sądzicie o używaniu kremów pod oczy i czy polecacie jakiś konkretny.